Komentarz do artykułu:
URE: Ponad gigawat energii z wiatru w Polsce

>1 GW, ale tylko jak wieje. Średnie wykorzystanie siłowni wiatrowych nie przekracza 25% (to najlepsze co można u nas osiągnąć), więc zaledwie 250 MW. Dodatkowo na bazie wiatru nie można planować rozwoju gospodarki, bo fabryka potrzebuje prądu przez cały czas podczas pracy, a nie tylko jak wieje. Konieczne jest albo rezerwowanie mocy elektrowniami gazowymi (Putin się cieszy!), albo inne elektrownie jadą na pół gwizdka tzn. na nieoptymalnych parametrach, a więc drożej. Czasami jak wieje, a spada popyt to energia z wiatru ma ujemną cenę. Tak bywało już w Niemczech, bo energia z wiatru to ogromne problemy z bilansowaniem podaży i popytu. To dodatkowy koszt zewnętrzny, którego nie ponoszą wytwórcy prądu, lecz wszyscy użytkownicy sieci. Zgodnie z zasadą internalizacji kosztów (np. ochrony środowiska) te dodatkowy koszty należy przerzucić na wytwórcę, czyli prawdziwe źródło kosztów. Ale wytwórcy to święte krowy. Przecież nie są obciążani faktycznymi kosztami produkcji, bo sprzedają zielone certyfikaty bez których cały interes byłby całkowicie nieopłacalny. Społeczeństwo (odbiorcy energii) ubożeją o jakieś 7 mln zł w wartości zaktualizowanej netto z uwagi na subsydia jakie uzyska producent przez całe życie wiatraka. Mamy 247 wiatraków, więc stracimy na tym jakieś 2.5 mld złotych. Czy teraz zwolennicy wiatraków dalej będą forsować ich mnożenie? W Polsce jest niewiele miejsc by uzyskać 25% wykorzystanie mocy, w wielu innych miejscach wykorzystanie będzie jeszcze niższe, a więc koszty i dopłaty wzrosną jeszcze bardziej - może do 10 mln NPV na każdy dodatkowy wiatrak w miejscach do tego się nie nadających.