Panie Marku! Zasadniczo liczy się tylko punkt c. Wody jest dosyć, niestety ma ona zbyt niską temperaturę i zbyt wysokie, choć nie katastrofalne zasolenie. Są jeszcze dwa zasadnicze punkty, na które nie zwrócił Pan uwagi. Otóż, toruński projekt geotermalny wykonany jest profesojonalnie tylko pod względem formalnym (tzn. złożone są pod nim podpisy osób mających odpowiednie uprawnienia i napisane rozdziały oraz załączone rysunki wymagane przepisami), natomiast pod względem merytorycznym jest to niczym nie uzasadniony koncert pobożnych życzeń. Wiadomo, że przyroda nasze wszystkie formalnosci ma gdzieś, a prawidłowe rozpoznanie warunków naturalnych jest gwarancją powodzenia. Z tego jednak w Toruniu zrezygnowano. Jak ładnie to ujął jeden z jego autorów, po co my mamy studiować, badać, analizować, porównywać, wyciągać z tego wnioski, głowić się, dyskutować, kiedy my bez tego wszystkiego wiemy, że tam jest gorąca woda. W rezultacie okazało się, że owszem była gorąca, ale głowa tego projektanta. Trzeba przyznać, że za tzw, komuny takie rzeczy byłyby nie do pomyślenia. Strona formalna nie decydowała o wdrożeniu do realizacji projektu, jak to ma teraz miejsce. Teraz minister jednak zatwierdza formalnie projekt i o stronę merytoryczną się nie martwi, bo to inwestycja prywatna, a straty poniesie inwestor, a nie minister. Za komuny było odwrotnie. Wszystko ona finansowała i straty mógł ponieśc minister. Dlatego głównym zawsze tematem dyskusji nad projektem była jego strona merytoryczna omawiana przez fachowców z tej branzy, którzy dopuszczając do realizacji projekt brali częściową odpowiedzialność za jego powodzenie. Stronę formalną sprawdzała sekretarka (podpis, uprawnienia, pieczątki, pisma przewodnie itp). Dlatego dawniej takich wpadek nie było mimo, że komunistyczny reżym w Polsce był straszny i to bez ironii. Jednakże szanował on wiedzę fachową i zawodową, w przeciwieństwie do obecnego stanu spod znaku "róbta co chceta". To i w Toruniu zrobili, co chcieli. Jak im wyszło każdy widzi Jest jeszcze ważny punkt drugi to lokalizacja. Gdzie te otwory sie znajdują? Ano ok. 10 km od Torunia, nad Wisłą w dziewiczym terenie nieużytków bez elementarnego uzbrojenia terenu. Otóż, żeby ten teren w minimalnym tylko stopniu jakoś przygotowac do zagospodarownia to trzeba 10 razy tyle pieniędzy niz wydano na te otwory. Aby uzyskac coś juz znaczącego to trzeba dalszych 10 razy więcej nakładów. Czyli dotad wydano tylko 1% tego co jest niezbędne. W tej sytuacji ze względów lokalizacyjnych w PRL nie zatwierdziłby tego projektu. Teraz, jak już otwory są gotowe, to można poczekać jakieś ze 100 lat na ich zagospodarownie i efekty ogrzewania, baseny, balneologie itp. bajery o których na okrągło mówi sie w tych sprawach. Tak rozwijały sie wszystkie polskie i swiatowe uzdrowiska. Gdyby panowie z Torunia o tym wiedzieli, moze by się nie porywali z motyką na Księżyc. Co to jednak za inwestycja, która dopiero za 100 lat zaczyna się zwracać?!!