– Dziękuję Waldeczku, nie chcę...
– No ale spróbuj tylko troszeczkę. Jest bardzo smaczny...
– Nie, dziękuję. Ja po 18.00 już nic słodkiego nie jem.
– Jasminko, ale ja Cię tak proszę...
– Nie Waldeczku, nie nalegaj. Przecież wiesz, że ja deserów w ogóle nie jadam.
– No dobrze! Wiem! Ale żryj ten tort, do jasnej cholery! Pierścionek w nim, k...a, jest! Żenić się z Tobą chcę!!!
– Wiesz co, rozwodzę się – powiedział jeden z nich.
– Dlaczego? Co się stało?! – wykrzyknął drugi w ogromnym zdumieniu – Wyglądaliście na bardzo szczęśliwą parę!
– No cóż – odpowiedział pierwszy – odkąd się pobraliśmy, żona ciągle próbowała coś we mnie zmienić. Oduczyła mnie picia, palenia, powrotów w środku nocy. Nauczyła mnie, jak się elegancko ubierać, odpowiednio zachowywać przy stole, dobierać potrawy i napoje, przybliżyła mi dobrą sztukę, wyrobiła we mnie gust muzyczny i estetyczny, zacząłem rozumieć współczesną poezję, wiem, które kosmetyki i ćwiczenia fizyczne są dla mnie najwłaściwsze, zwiedzam muzea, znam dobre hotele, sprawnie poruszam się w świecie finansów...
– I co? I dlatego, że tak Cię zmieniła, czujesz się zgorzkniały, masz jej to za złe???
– Nie, nie jestem zgorzkniały. Nie mam jej też tego za złe. Wręcz przeciwnie jestem jej za to dozgonnie wdzięczny.
– To dlaczego, do nagłej cholery, się rozwodzisz?!
– Bo teraz jestem za dobry, jak na nią...
– No to ile dziś zrobił pan transakcji? – pyta sprzedawcę.
– Jedną, szefie.
– Co? Jedną?! Nasi sprzedawcy mają średnio sześćdziesiąt transakcji w ciągu dnia! Co pan robił przez cały dzień? A właściwie to ile pan utargował?
– Trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów.
Szefa zatkało.
– Trzy... sta osiem... dziesiąt tysięcy? Na Boga, co pan sprzedał?!
– No, na początku sprzedałem mały haczyk na ryby.
– Haczyk na ryby? Za trzysta osiemdziesiąt tysięcy?
– Potem przekonałem klienta, żeby wziął jeszcze średni i duży haczyk. Następnie przekonałem go, że powinien wziąć jeszcze żyłkę. Sprzedałem mu trzy rodzaje: cienką, średnią i grubą. Wdaliśmy się w rozmowę. Spytałem, gdzie będzie łowić. Powiedział, że na Missouri, dwadzieścia mil na północ. W związku z tym sprzedałem mu jeszcze porządną wiatrówkę, nieprzemakalne spodnie i rybackie gumowce, ponieważ tam mocno wieje. Przekonałem go, że na brzegu ryby nie biorą, no i tak poszliśmy wybrać łódź motorową. Spytałem go, jakie ma auto i wydusiłem z niego, że dość małe, aby odwieźć łódź, w związku z tym, sprzedałem mu przyczepę...
– I wszystko to sprzedał pan człowiekowi, który przyszedł sobie kupić jeden, jedyny haczyk na ryby?!
– Nieee. On przyszedł kupić podpaski dla swojej żony. Zaproponowałem mu, że skoro w weekend nici z seksu to może pojechałby przynajmniej na ryby...
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.