Przez najbliższe kilka lat polski system elektroenergetyczny będzie bezpieczny, m.in. dzięki rynkowi mocy - ocenia prezes operatora przesyłowego energii elektrycznej PSE Grzegorz Onichimowski. Na kolejne lata jest pomysł, do którego PSE i rząd przekonują Komisję Europejską.
Według wstępnych rezultatów grudniowej aukcji rynku mocy na rok dostaw 2030, w jej wyniku PGE zbuduje dwie, a Tauron jedną 600 MW elektrownię gazową, które będą służyć jako dyspozycyjne źródła szczytowe, przede wszystkim uzupełniające czasowy niedostatek energii z OZE. Powstać ma też kilka innych źródeł gazowych o mocy kilkuset MW. W lipcu 2025 r., aukcję uzupełniającą na rok 2029 wygrały cztery duże projekty elektrowni i elektrociepłowni gazowych.
- Myślę, że jesteśmy na drodze, która już dzisiaj nie wydaje się aż tak stroma, jak jeszcze wydawała się dwa lata temu. Najbliższe parę lat jest bezpiecznych - powiedział PAP Onichimowski, odnosząc się do wyników ostatnich aukcji. Jak jednak dodał, dalej stoimy przed problemem lat 2029-2031. - Wtedy skończy się wsparcie dla wszystkich elektrowni węglowych poza pięcioma blokami, które są zakontraktowane w rynku mocy do 2035 r. Dalej jest znak zapytania, co w tych latach zrobić - wyjaśnił prezes PSE.
Zgodnie z obowiązującymi regulacjami do 2028 r. elektrownie węglowe mogą być wspomagane z rynku mocy, przez co będą mogły działać, także na potrzeby zapewnienia poprawnej pracy systemu elektroenergetycznego. Po tym roku wsparcie ma zapewnione tylko kilka najnowszych i najbardziej efektywnych bloków na węgiel.
Jak podkreślił Onichimowski, PSE wspólnie z Ministerstwem Energii, z Pełnomocnikiem ds. strategicznej infrastruktury energetycznej próbuje przekonać Komisję Europejską do pomysłu nowego rynku mocy, który ma się składać z trzech elementów. Pierwszy to rynek mocy podobny do dzisiejszego z pewnymi modyfikacjami, wymuszającymi większą konkurencję. - Na przykład gdy w aukcji będzie za mało ofert, to możemy redukować ilość kupowanej mocy, żeby zapewnić pewien poziom konkurencji - zaznaczył prezes PSE.
Drugi pomysł to obszar tak zwanej elastyczności. - Chodzi o to, żeby magazyny energii nie były na tym samym rynku mocy, co jednostki wytwórcze, tylko na własnym rynku o odmiennych parametrach - wyjaśnił.
- Trzeci element nazwaliśmy mechanizmem dekarbonizacyjnym. Być może zapłacimy tym, którzy dopiero budują źródła gazowe, jeśli na czas budowy będą mieli zakontraktowane inne źródła. Te inne to oczywiście węgiel, ale my nie widzimy w tym nic złego. Dopóki jest to moc używana przede wszystkim jako rezerwa, jako uzupełnienie systemu, dopóki technicznie te urządzenia są sprawne i mamy gwarancję, że kiedy je przywołamy, to rzeczywiście ruszą, to warto to zrobić - powiedział prezes PSE. Jak jednocześnie zaznaczył, przedłużenie życia tych jednostek nie spowoduje zasadniczego wzrostu emisji w kraju. - One i tak nie będą zbyt często pracować. Ale po co trzymać w głębokiej rezerwie specjalnie budowane do tego bloki gazowe, skoro możemy w tej głębokiej rezerwie trzymać węgiel, który już mamy - wyjaśnił.
Rynek mocy już dziś kosztuje dość dużo, możemy zakontraktować pewnie jeszcze sporo elektrowni gazowych, ale to będzie jeszcze bardziej podwyższało jego koszty - zaznaczył prezes PSE, dodając, że należy dążyć do jego efektywności “i to jest coś, nad czymś wspólnie z Komisją Europejską powinniśmy się pochylić“.
Zgodnie z ustawą moc jest towarem, który można kupować i sprzedawać. Jednostki - wyłaniane podczas aukcji do pełnienia tzw. obowiązku mocowego, polegającego na gotowości do dostarczania mocy elektrycznej do systemu oraz zobowiązaniu do faktycznej dostawy mocy w okresie zagrożenia - są za to wynagradzane. Moc kontraktuje operator przesyłowy PSE. W celu pokrycia kosztów tego rynku odbiorcy energii elektrycznej ponoszą dodatkowe opłaty. W 2024 r. koszt wyniósł ponad 6,1 mld zł netto, w 2025 r. ma to być 6,4 mld zł, a w 2026 r. ok. 10 mld zł.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.