Kto dziś pamięta, że przed II wojną światową ponad trzy czwarte mieszkańców gliwickiej dzielnicy Sośnica zatrudnionych było w miejscowej kopalni, albo że jeden z czołowych polskich piłkarzy wszech czasów – Włodzimierz Lubański, zaczynał karierę w klubie przez nią sponsorowanym? Dotarliśmy do ludzi, którzy pamiętają i chętnie dzielą się wspomnieniami.
Szymon Dylus pracę w Sośnicy rozpoczął w 1957 r. jako konserwator maszyn przeróbki mechanicznej węgla. Żeby było ciekawiej, w tym okresie kopalnia nie posiadała jeszcze zakładu przeróbczego z prawdziwego zdarzenia. Funkcjonowała jedynie płuczka, gdzie sortowało się węgiel.
– Pamiętam zwłaszcza kobiety, które tam pracowały. Umorusane, w ciągłym huku maszyn, chwytały w swoje drobne dłonie sporej wielkości bryły węgla, aby oddzielić je od mniejszych. W zależności od wielkości grudek węgla zależało bowiem, w jaki sposób surowiec będzie następnie przerabiany i wzbogacany. W tym celu wysyłano go następnie koleją do sąsiedniej kopalni Gliwice – wspomina.
Przewidywany przyrost wydobycia w Sośnicy zrodził potrzebę budowy własnego dużego zakładu przeróbczego. Co ciekawe, przedsięwzięcie to zlecono firmie „Jużgiproszacht” z Charkowa, z wyraźnym określeniem wydajności 3000 t na dobę dla sekcji gazowej i 7000 t dla sekcji węgla płomiennego. Wraz z urządzeniami płuczki zaprojektowane zostały m.in. stacja przygotowania odbioru węgla surowego z szybów Pola Wschód i dostaw węgla z obcych kopalń oraz urządzenia flotacji, osadniki mułowe i odpadów poflotacyjnych. Roboty budowlano-montażowe wykonywały polskie firmy. Systematyczna modernizacja płuczki pozwoliła na poprawę wydajności i zmniejszenie liczby przestojów spowodowanych awariami.
– Robiliśmy dosłownie wszystko, aby przestojów było jak najmniej. Większość usterek usuwaliśmy samodzielnie, własnymi rękami. W ten sposób, już po stosunkowo niedługim czasie, miałem w głowie niemal wszystkie schematy maszyn. Z czasem ze ślusarza stałem się konsultantem, rysowałem konkretne rozwiązania, według których rozbudowywano całe zaplecze zakładu przeróbczego – opowiada Szymon Dylus.
Dzięki postępującej modernizacji zaplecza maszynowego możliwe stało się płukanie węgla z innych zakładów, w tym: Bielszowice, Makoszowy, Knurów czy Szczygłowice. W 1960 r. oddano do ruchu centralną dyspozytornię wraz z urządzeniami centralnego automatycznego sterowania. W tym okresie kopalnia zatrudniała prawie 7 tys. pracowników i była praktycznie jedyną żywicielką mieszkańców tej dzielnicy Gliwic.
Szymon Dylus zasłynął w górniczym środowisku nie tylko jako mechanik co się zowie, ale także autor książki o historii pielgrzymek mieszkańców Sośnicy do Wambierzyc i Barda Śląskiego.
– Pod koniec lat trzydziestych ubiegłego stulecia organizowane były z Sośnicy pielgrzymki polskie i niemieckie. Obie nie kolidowały z sobą w żaden sposób. Nie dawały też o sobie znać żadne uprzedzenia. Ale w latach wojny nie wolno było organizować pielgrzymek. Wiele rodzin potajemnie więc wybierało się do miejsc kultu religijnego. Spora liczba moich dawnych sąsiadów opuściła po wojnie Sośnicę i wyjechała do Niemiec. Tęsknota tych ludzi za swą „starą ojczyzną”, za tradycją i zwyczajami, w których niegdyś uczestniczyli, sprawiała, że każdego roku na naszej pielgrzymce ponownie się pojawiali i to była zawsze dla nas wielka radość. Ja sam często wspominam czas pielgrzymek w okresie wojny. W 1944 r. pielgrzymowałem jako dziewięciolatek. Pewnie zapomniałbym dawno to przeżycie, gdyby nie fakt, że jechaliśmy pociągiem i drzwi przytrzasnęły mi palce. Ból był potworny, ale może dzięki temu właśnie zdarzeniu wiele momentów utkwiło mi w pamięci i mogłem napisać tę książkę – przyznaje emerytowany górnik.
Wiele ciekawostek o historii kopalni Sośnica opowiedział nam Jan Woźniak. Emerytowany inżynier górnik stworzył jedyną w swoim rodzaju izbę tradycji kopalni. Przywołuje m.in. wydarzenia z drugiej dekady ub. wieku. Wówczas polsko-niemiecka granica państwowa przecięła obszar górniczy uruchomionej w 1917 r. kopalni Sosnitza i budowanej kopalni Carl Oswald (obecne Pole Zachód).
– Część pracowników niemieckiej kopalni mieszkała w Polsce, np. w Przyszowicach, i dojeżdżała do pracy na rowerach, korzystając z przejść granicznych i specjalnych przepustek małego ruchu granicznego. Potem zjeżdżali pod ziemię na Polu Wschód w Sośnicy i pod ziemią wracali do Polski, gdzie były najbogatsze pokłady węgla. Taka eksploatacja była legalna, w oparciu o uregulowania prawne, pod warunkiem, że kopalnia miała wszystkie szyby po tej samej stronie granicy. Po pracy odbywali drogę powrotną w przeciwnym kierunku, wracając do domu. A zatem w ciągu doby przekraczali granicę polsko-niemiecką czterokrotnie, dwa razy na powierzchni i dwa razy pod ziemią! Przy czym mieszkańcy Górnego Śląska posługiwali się dwujęzycznymi przepustkami granicznymi, umożliwiającymi legalne przekraczanie granicy – opowiada Jan Woźniak.
W Sośnicy działały też od czasów przedwojennych różne kluby sportowe z sekcjami: piłki nożnej, ręcznej, siatkowej, tenisa i pływacką. Kto dziś pamięta, że jeden z polskich piłkarzy wszech czasów – Włodzimierz Lubański, zaczynał karierę w klubie przez nią sponsorowanym?
Piłka z węgla wykonana dla Górnika Zabrze ręką Mieczysława Kozaka. Fot. Kajetan Berezowski
Na boisku w barwach Górniczego Związkowego Klubu Sportowego debiutował jako trampkarz. Grał też jako junior, następnie przeszedł do Górnika Zabrze, gdzie święcił swoje największe piłkarskie triumfy. W ciągu trzynastu sezonów ligowych (1963-1975) rozegrał w Górniku 234 mecze, strzelając 155 goli. Sześciokrotnie zdobył Puchar Polski w latach 1965, 1968-1972. Był też czterokrotnym królem strzelców ekstraklasy: w 1966, 1967, 1968 i 1969 r. Jego karierę przerwała kontuzja. W 1973 r. na Stadionie Śląskim zmierzyły się reprezentacje Polski i Anglii w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w 1974 r. Ostre starcie z Royem McFarlandem zakończyło się dla Lubańskiego poważną kontuzją, a później operacją. Lubański wrócił jednak na boisko w trakcie kolejnych eliminacji MŚ, tym razem w Argentynie w 1978 r. Strzelił m.in. dwie piękne bramki w pamiętnym meczu z Danią w Kopenhadze, wygranym przez Biało-Czerwonych 2:1.
I choć dziś gliwicka kopalnia nie sponsoruje już słynnych piłkarzy, to futbolowe tradycje raz po raz dają o sobie znać. Piłkarze zabrzańskiego Górnika często odwiedzają swoich fanów w cechowni kopalni. Bywa tu także Łukasz Podolski. Wśród najcenniejszych zbiorów klubowych Górnika Zabrze znajduje się m.in. sporej wielkości klubowy herb wykonany w bryle węgla, nad którym góruje również wyrzeźbiona w węglu futbolówka oraz złota gwiazda symbolizująca zdobyte tytuły mistrza Polski. To dzieło pracownika kopalni, Mieczysława Kozaka.
O górniczych tradycjach, dziejach kopalni Sośnica i dzielnicy, w której do dziś fedruje, można także przeczytać w książce „Gliwice-Sośnice – Ludzie i miejsca” oraz licznych pracach zbiorowych wydanych nakładem kopalni.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.