Mamy w Polsce siedem Dolin Krzemowych i masę projektów, ale na papierze. Zaledwie dwa są w realizacji. Powód? Brak pieniędzy.
- Nikt nie wyłoży środków, jeśli nie ma gwarancji zwrotu takiej inwestycji – mówi dziennikarzowi netTG.pl Gospodarka i Ludzie Robert Żmuda, wiceprezes zarządu i dyrektor ds. rozwoju i technologii w SBB Energy w Gliwicach.
- Do wodoru jest w Polsce bardzo ostrożne podejście. Jest bardzo dużo inicjatyw w fazie planowania i analiz, ale w realizacji pojedyncze. To jest, albo bojaźń, albo ostrożność potencjalnych inwestorów – ocenia przyczyny takiego stanu rzeczy.
Firma, którą współkieruje, realizuje właśnie jedyne dwa projekty wodorowe w kraju. Pieniądze na ich realizację wyłożyli prywatni inwestorzy. Jeden z nich realizowany jest na kolei, PKP Energetyka uruchomi magazyn energii oparty o wodór produkowany dzięki energii z farmy słonecznej, w drugi zainwestował producent sprzętu medycznego. Chodzi o produkcję wodoru w celu generacji mediów na potrzeby własne zakładu. Oba te projekty zostały zaprezentowane w czerwcu podczas spotkania biznesu z Polski, Czech i Słowacji w Ostrawie.
- Każdy mówi dziś o wodorze, że to jest przyszłość. Ale to nie będzie tak, że nagle przejdziemy z węgla na wodór. Te technologie będą się rozwijały, ale - żeby były widoczne efekty na dużą skalę - potrzebujemy jeszcze ponad 10 lat. To są bardzo drogie technologie, a większość z nich nie osiągnęła fazy komercyjnej. W większości są to technologie prototypowe, bardzo kosztowne – tłumaczy Robert Żmuda.
Obecnie w technologiach wodorowych prym wiodą Stany Zjednoczone, ale – jak podkreśla Robert Żmuda - tam zainteresowanie tego rodzaju technologiami zmienia się, raz jest większe raz mniejsze.
- Większość technologii powstaje w USA, z kolei Europa cierpi na brak własnych technologii. Polska również. Pandemia i wojna na Ukrainie jeszcze spowolniła te procesy. Jest port w Rotterdamie, gdzie próbuje się realizować budowę zakładu elektrolizy zielonego wodoru o mocy 100 MW. Niemcy projektują wodorociągi, nadchodzą informacji z Dani, Francji i Hiszpanii o podobnych inwestycjach. Wszystko znajduje się w fazie projektów i analiz – wyjaśnia dalej.
Rozwija się za to motoryzacja wodorowa. Z taśm montażowych zjeżdżają autobusy i samochody na wodór.
- Mówimy o pojazdach elektrycznych napędzanych energią z wodoru, z elektrycznym napędem zasilanym wodorowymi ogniwami paliwowymi. To są pierwsze kierunki dla wodoru w gospodarce, transport i komunikacja publiczna. Samochody osobowe są jednak bardzo drogie. Gdy mówimy o marce Toyota Mirai, to koszt samochodu wyposażonego w taką technologię przekracza 300 tys. zł – wyjaśnia ekspert.
Dzięki zmodernizowanemu układowi wodorowych ogniw paliwowych można przemierzyć tym autem ponad 650 km. Samochód zadebiutował na polskim rynku w 2021 r. i jego cena nie spada, wynosi 323 900 zł. Tymczasem Toyota Camry w odsłonie z napędem hybrydowym czwartej generacji to koszt 182 tys. zł.
Technologie wodorowe z pewnością będą się rozwijały, ale póki brakuje odważnych inwestorów, proces ten tylko się wydłuży.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.