Był taki czas, gdy górnicy w kopalniach głębinowych powierzali swoje życie najbardziej doświadczonym spośród siebie albo... zbrodniarzom, którzy chcieli zmazać swoje doczesne winy. Niezależnie kim byli, nazywano ich pokutnikami. Wykonywali w kopalniach najniebezpieczniejszą z najniebezpieczniejszych robót – wypalali metan.
Pokutnicy odziani w namoczone szmaty i skóry czołgali się z długą żerdzią z płonącą żagwią. Owiewali nią strop wyrobiska, aby ewentualnie wypalić gromadzący się tam lżejszy od powietrza metan. Specjalnie też kuto w stropie nisze w kształcie dzwonu, aby ten gaz mógł się tam zgromadzić. Pół biedy, gdy było go do 5 proc. – wypalał się spokojnie. Powyżej tej wartości wybuchał w zetknięciu z płonącą żagwią. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by uzmysłowić sobie, co spotykało wtedy pokutników.
W Polsce metan po raz pierwszy dał o sobie znać w kopalniach soli w Bochni i Wieliczce. W tej ostatniej w Komorze Spalone można zobaczyć multimedialną inscenizację poświęconą pokutnikom. Są tam trzy ich postacie wyrzeźbione przez górnika Mieczysława Kluzka. Jedna z nich jest na zdjęciu.
Dopiero lampa bezpieczeństwa skonstruowana w 1815 r. przez Anglika Humphry’ego Davy’ego umożliwiła wcześniejsze ostrzeganie górników przed zagrożeniem metanowym.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.