W 2021 odnotowano najwyższe ceny gazu i energii elektrycznej w historii polskiego rynku. Cena energii przekroczyła w notowaniach terminowych barierę 900 zł/MWh, a na rynku produktów spotowych barierę 1600 zł/MWh, gdzie ceny energii elektrycznej wzrosły o 400 proc., a gazu aż o 600 proc. Wzrosty cen dotyczą całej Unii Europejskiej. Jak wynika z raportu, przygotowanego na zlecenie eurodeputowanego i b. wiceministra energii Grzegorza Tobiszowskiego wiele wskazuje, że ceny dalej będą rosnąć. Za publikację odpowiada ekspert branży energetycznej Szymon Kowalski, który od ponad dekady jest związany z sektorem energetycznym i był zatrudniony na stanowiskach menadżerskich w największych polskich grupach energetycznych.
Z raportu wynika, że główne powody wzrostów to wzrost cen surowców oraz cen uprawnień do emisji CO2 w ramach systemu EU ETS (European Union Emissions Trading System - System handlu emisjami Unii Europejskiej), na który Polski Krajowy System Energetyczny jest szczególnie wrażliwy. Wynika to z tego, że ponad 70 proc. energii wytwarzanej w naszym kraju pochodzi z węgla kamiennego i brunatnego, a 8 proc. z gazu ziemnego. To wiąże się z koniecznością kupowania uprawnień w ramach systemu EU ETS. Jedna jednostka jednostka EUA (European Union Allowances - Pozwolenia Unii Europejskiej) pozwala na wyprodukowanie jednej tony CO2.
Wskazano, że ceny uprawnień w ciągu minionego roku wzrosły o 300 proc. i pod koniec 2021 r. osiągnęły poziom 90 euro za tonę CO2, a według niektórych prognoz w tym roku mogą osiągnąć poziom 100 euro.
W raporcie wyjaśnionom, że system handlu uprawnieniami, do którego Polska przystąpiła w 2014 r, działa jak giełda, a EUA stały się poniekąd papierami wartościowymi.
Wiele małych firm energetycznych i ciepłowniczych, by zachować płynność finansową, sprzedało EUA na kolejne lata z nadzieją, że potem je odkupią po podobnych cenach. Nastąpiła jednak kumulacja kilku czynników, które znacznie zwiększyły popyt na EUA, a tym samym znacznie wzrosła ich cena.
Otwarta droga do spekulacji
Zwrócono też uwagę, że niższe niż w latach ubiegłych temperatury jesienią i zimą spowodowały zwiększenie zapotrzebowania na energię.
Kolejnym czynnikiem jest polityka klimatyczna Unii Europejskiej, a w szczególności ogłoszone założenia pakietu Fit for 55, których celem jest obniżenie emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. do 2030 roku. To oznacza, że w kolejnych latach pula uprawnień do emisji CO2 będzie sukcesywnie malała, co dalej będzie podnosić ich cenę. Przedsiębiorstwa już dziś zaopatrują się w uprawnienia “na zapas”.
Kolejna rzecz to sytuacja pandemiczna.
„Ceny EUA mocno spadły wiosną 2020 r., czego powodem był lockdown i znaczne wyhamowanie gospodarki. Wprowadzenie szczepionki, luzowanie obostrzeń, a co za tym idzie odmrożenie gospodarek spowodowało bardzo szybki powrót cen do poziomu sprzed pandemii, a kumulacja z pozostałymi ww. czynnikami doprowadziła do kolejnych znacznych wzrostów” - czytamy w raporcie Szymona Kowalskiego.
Większy popyt na EUA wykorzystały firmy i instytucje, które wcześniej je kupiły. Jak zauważa Grzegorz Tobiszowski do systemu dopuszczone są także instytucje finansowe, co otwiera drogę do spekulacji na rynku uprawnień. W momencie gdy pojawia się większe zapotrzebowanie na energię z węgla i gazu, pojawia się również większe zapotrzebowanie na zakup EUA. Jeśli dodatkowo te uprawnienia kupują instytucje nie związane z produkcją, to działania te sztucznie podbijają cenę, a na handlu uprawnieniami do emisji zarabiają instytucje bez angażowania się w inwestycje związane ze źródłami „zielonej” czyli bezemisyjnej energii, co było główną motywacją wprowadzenia systemu handlu emisjami.
- System EU ETS w założeniach miał pobudzać do inwestycji proekologicznych. Dziś widzimy, że jest systemem opresyjnym, zwłaszcza dla takich gospodarek jak Polska, która coraz mocniej stawia na dywersyfikację źródeł energii i zmienia swój miks energetyczny. Ponad 60 proc. ceny energii to koszt EUA. Już w kwietniu 2020 na posiedzeniu komisji przemysłu ITRE zadałem komisarzowi Bretonowi szereg pytań związanych z wsparciem sektorów energetycznych i energochłonnych. Roczny koszt wykupu emisji dla polskiego sektora ciepłownictwa wynosił wówczas 2 mld zł, dla hutnictwa 750 mln zł, a dla polskiej energetyki 2,9 mld zł. Łącznie to ponad 5,5 mld zł. A to wyliczenia z czasu gdy uprawnienia kosztowały trzy razy mniej niż dziś! Apelowałem wówczas o zamrożenie sytemu ETS, przynajmniej na czas pandemii, by chronić miejsca pracy i utrzymać poziom inwestycji firm produkcyjnych. Warto jednak zwrócić uwagę, że dzięki niskiej cenie energii w Polsce i kilku innych krajach, nasze firmy są konkurencyjne na unijnym rynku. Kiedy cena energii rośnie, rosną tym samym koszta i polskie towary i usługi stają się mniej atrakcyjne. Zwróćmy uwagę, że bezpieczeństwo energetyczne związane jest ze stabilnością i ciągłością dostaw energii, ale również z ceną energii. Jeśli ona jest za wysoka to gospodarka traci konkurencyjność - zauważa europoseł Grzegorz Tobiszowski.
Przede wszystkim stabilność i ciągłość dostaw
Krajowy system energetyczny osłabiły awarie bloków węglowych w Turowie i Bełchatowie. Wciąż brakuje bloku w Elektrowni Jaworzno 910 MW, który po naprawie ma zostać oddany do użytku w tym kwartale.
Ubiegły rok w znacznym stopniu pokazał jak ważne jest by roztropnie planować miksy energetyczne. Uwidocznił też okresową niestabilność odnawialnych źródeł energii (OZE). Przykładowo w Wielkiej Brytanii udział OZE w miksie energetycznym w 2020 r. wyniósł 25 proc., a w 3 kwartałach 2020 r. tylko 7 proc.. W lutym i grudniu brak wiatru zasilającego szwedzkie farmy wiatrowe spowodował, że kraj ten ratował się importując energię między innymi z Polski – wytworzoną z węgla.
- Wyraźnie widzimy jak w polityce klimatycznej ważne jest zachowanie stabilności systemu energetycznego i spojrzenia przez pryzmat gospodarki. Przykład - tak stawiającej na OZE - Szwecji pokazuje, że w obliczu kryzysu nikt nie patrzy, z czego wyprodukowana jest energia - w tym przypadku z węgla. Jeśli niedoborami energii albo ogromnymi cenami doprowadzimy do kryzysu gospodarczego, wszystkie założenia klimatyczne i redukcje emisji przestaną mieć znaczenie. Budując naszą wizję bezpieczeństwa energetycznego musimy zwracać uwagę na stabilność i ciągłość dostaw energii, a także stabilność jej ceny - komentuje europoseł Tobiszowski.
Rok 2021 to czas wzrostu cen surowców - węgla, gazu i ropy naftowej. Najwyższe ceny surowce te osiągnęły jesienią. Surowce te działają na zasadzie domina i wydarzenia wpływające na jeden z nich natychmiast mają odzwierciedlenie w popycie na pozostałe. Odchodząc od węgla wiele krajów Unii Europejskiej wybrało gaz jako paliwo przejściowe do czasu odpowiedniego rozwinięcia OZE. Tyle że w związku z ubogimi złożami na terenie UE, kraje wspólnoty uzależnione są od dostaw z zewnątrz. Problemy z dostawami, które rozpoczęły się w ubiegłym roku i trwają do dziś doprowadziły do ogromnych wzrostów cen, a jednocześnie zwiększenia popytu na węgiel i ropę.
- Proces wzrostu cen paliw zostanie jeszcze wzmocniony przez wspomniany już pakiet Fit for 55, a zwłaszcza przez rewizję dyrektywy o opodatkowaniu energii czy też objęcie sektorów budownictwa i transportu systemem handlu emisjami - konkluduje Szymon Kowalski
- Tendencja w Unii Europejskiej jest bardzo niepokojąca. Marginalizujemy węgiel i nasz przemysł wydobywczy, jednocześnie uzależniając się od krajów trzecich. Z jednej strony gaz, z drugiej surowce i komponenty potrzebne do produkcji odnawialnych źródeł jak fotowoltaika czy wiatraki albo akumulatorów samochodów elektrycznych. Europa staje się energetycznie niestabilna, uzależniona od krajów trzecich. Istnieje ogromne zagrożenie, że w przypadku zerwania tych łańcuchów dostaw system energetyczny, jak i cała transformacja energetyczna posypią się jak domek z kart - podsumowuje Grzegorz Tobiszowski.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.