Otóż, okazało się, że kopalnie zawarły z energetyką długoterminowe umowy na dostawy do nich węgla po obowiązujących wtedy niskich cenach. Dlatego ich wzrost na światowych rynkach, nie ma specjalnego znaczenia dla polskiego górnictwa węglowego.
Jakąś namiastką zysku z tego wzrostu cen, jest trwająca noc i dzień kolejka samochodów ciężarowych po węgiel dla prywatnych odbiorców, który jest sprzedawany po aktualnych wysokich cenach rynkowych. To jednak margines sprzedaży.
Związkowcy nie bardzo mogą zrozumieć ten mechanizm, domagając się wyższych cen dla swojego węgla odstawianego do państwowych elektrowni. Na co rząd odpowiada, że umów trzeba dotrzymywać i niska cena jego sprzedaży zostanie utrzymana. To, jakby powrót do czasów premiera Mazowieckiego, bo związkowcy zauważają, że górnictwo węglowe należy do państwa, a elektrownie, którym sprzedaje ono węgiel, też są państwowe.
Tak więc państwo samo ze sobą zawiera umowy, o które potem dba aby zostały dotrzymane. To państwo może w każdej chwili za zgodą samych siebie zmienić te umowy. Problem jest jednak w tym, że państwo nie chce tego uczynić. Woli aby o dotacjach na deficytowe górnictwo decydowała nieprzychylna mu UE.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
To są nasze miejsca pracy, nie ma trendu inwestowania w technologie czystego spalania które mogły by pozwolić nam wykorzystać własne zasoby i być niezależnym, stracimy te miejsca pracy, kupimy gaz kupimy węgiel i kupimy prąd ale z zagranicy...
I znowu jakiś flaku się wypowiada o górnictwie przyjdz i zobacz co to uczciwa robota później się wypowiadaj
JORG i dlatego domagają się podwyżek? Bzdura. Po drugie co jest dziwnego w tym, że przynoszące straty przemysły są likwidowane? Jak ktoś jest zagrożony tym, że będzie musiał ruszyć 4 litery i znaleźć uczciwą robotę i walczy o możliwość życia na koszt innych, to ma zasługiwać na wsparcie?
Górnicze związki nie walczą o podwyżki. Walczą o to, aby nie skończyć jak pracownicy PGR-ów, stoczniowcy, tkaczki łódzkie lub górnicy z Wałbrzycha! To zasadnicza różnica i dość unikatowa wartość w PL po 1989. Dlatego zasługują na zrozumienie i wsparcie.
Długoterminowe kontrakty polskich kopalń z polskimi elektrowniami mają duży sens, pod warunkiem, że będą konsekwentnie wypełniane przez obie strony. Nie były, bo energetyka przestawała odbierać dziesiątki milionów ton, gdy mogła kupić taniej w imporcie. W ten sposób powstały ostatnie straty górnictwa. Za wiedzą i zgodą resortu aktywów, czyli właściciela kopalń i elektrowni. To pokazuje, że górnictwu państwo wyznaczyło status branży socjalnej-dotowanej, wyłączonej z procesów rynkowych. Takie podejście ma uzasadnienie w żądaniach polityki dekarbonizacyjnej UE. Państwo i UE muszą sfinansować likwidację kopalń i to w taki sposób, by nie doprowadzić do wybuchu społecznego, ani nie odciąć kraju od niezbędnego wolumenu paliw w okresie transformacji energetycznej. Likwidacja górnictwa trwa de facto od 1989, powinniśmy byli od początku przyjąć dla branży takie założenia, jak np. w Niemczech, czyli dotacje i finansowanie zamykania kopalń w zrównoważonym, zaplanowanym procesie.
Dlatego górnicy dostali marne 300 zł podwyzki!
Nie rozumiem dlaczego górnictwo ma dotrzymywać umowy i sprzedawać węgiel poniżej wartości rynkowej skoro energetyka kilka miesięcy wcześniej sama nie dotrzymywała umów i nie odbierała zakontraktowanego węgla.