Prof. Wojciech Naworyta, kierownik Pracowni Górnictwa Odkrywkowego Wydziału Inżynierii Lądowej i Gospodarki Zasobami Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie w rozmowie z portalem netTG.pl opowiada o tym, że Unia Europejska zieloną polityką strzela sobie w kolano. - Problem klimatyczny to problem globalny, a tymczasem za jego rozwiązanie zabiera się grupa najbogatszych państw na świecie, czyli Unia Europejska. To szczytna idea, ale te działania nie tylko nie są skuteczne. One są przeciwskuteczne - mówi naukowiec.
- Jak pan się zapatruje na politykę dekarbonizacyjną Unii Europejskiej i Zielony Ład?
- Problem klimatyczny to problem globalny, a tymczasem za jego rozwiązanie zabiera się grupa najbogatszych państw na świecie, czyli Unia Europejska. To szczytna idea, ale te działania nie tylko nie są skuteczne. One są przeciwskuteczne. Ktoś powie, że przecież kraje Unii obniżają emisje. Tak, tylko że my sami siebie od wielu lat okładamy podatkami, które powodują, że pewnych rzeczy nie opłaca się nam już wytwarzać. Brudną, ale niezbędną dla funkcjonowania krajów i ich gospodarek, produkcję wysyłamy poza nasze granice, m.in. do Azji. Sami, teoretycznie będąc czystymi i ekologicznymi, sprowadzając produkty, np. panele fotowoltaiczne, z Chin, tak naprawdę wzmagamy tym rozwój tamtejszej energetyki konwencjonalnej. Europa odpowiada za około 10 proc. emisji CO2, a gros światowej emisji pochodzi z Chin, Indii i USA.
Jeśli pozbawiamy się przemysłu, który jest oparty na tzw. brudnych technologiach, i wysyłamy go za granicę, to tak naprawdę w skali świata zwiększamy, a nie zmniejszamy emisję. Chiny przez następne 10 lat będą rozwijać energetykę węglową i sprawę stawiają jasno: „Proszę się nam nie wtrącać”. Również Indie, które borykają się z potężnym deficytem energetycznym, rozwijają i będą rozwijać energetykę opartą na węglu...
- ...bo, jak pan podkreślił wcześniej: nie można rozwiązać problemu globalnego działając lokalnie?
- Potencjał Unii Europejskiej w energetyce konwencjonalnej wynosi obecnie około 143 GW. Zaś przyrost światowej mocy – elektrowni konwencjonalnych planowanych i budowanych (199 GW) w najbliższej dekadzie to już prawie 500 GW. Wielkim nakładem kosztów likwidujemy naprawdę dobre, wysokosprawne bloki energetyczne, które są wyposażone we wszystkie środki ochrony atmosfery, oprócz emisji CO2, a zamiast tego godzimy się, żeby w świecie powstawały nowe bloki i to w ilości dużo większej. To jest przeciwskuteczne, to nie działa. To przypomina Norwegię, która jawi się nam jako „zielony”, wzorcowo ekologiczny kraj. Rzeczywiście energię czerpie z siły spadku wód, korzystając ze swojej geografii, ukształtowania. Większość nowych aut to samochody elektryczne, a nie spalinowe. Tylko że ten „zielony” kapitał Norwegii powstał na gazie i ropie naftowej, którą ten piękny skandynawski kraj sprzedaje w świat. Słowem – emituje, tylko nie u siebie.
- Co możemy zrobić jako Polacy, Europejczycy?
- Przede wszystkim nareszcie ktoś powinien powiedzieć, że owszem, idee propagowane przez Unię są piękne, ale skoro nie działają, to trzeba coś zmienić. To, co możemy i powinniśmy zrobić jako świadomi obywatele bogatszej części globu, to przede wszystkim zmniejszyć szeroko pojętą konsumpcję. Bogaty świat, w tym Europa – jest rozpasany, jak Rzymianie w schyłkowym okresie Cesarstwa Rzymskiego. Powinniśmy ograniczyć produkcję mięsa, sprowadzanie go np. z Argentyny. Nasze grzechy to m.in. obżarstwo, marnowanie żywności i energii, wytwarzanie odpadów i marnowanie surowców, turystyka egzotyczna i inne. Zaś energię powinniśmy produkować u siebie, ze swoich surowców, bo to paradoksalnie jest ekologiczne, nie powiększone o ślad węglowy wynikający z transportu.
- Produkować ją także z węgla?
- Tak, również z węgla, bo nie trzeba być inżynierem, by zauważyć, że kiedy jest brzydka pogoda, to panele fotowoltaiczne działają zaledwie na 2-3 proc. swoich możliwości. Jeśli nie ma wiatru, to wiatraki nie pracują. To niby z czego mamy brać energię? Musimy mieć stabilne źródła produkcji energii na czas, kiedy źródła OZE zawiodą. Tym gwarantem w naszym kraju jest węgiel, bardziej nawet brunatny niż kamienny. Złóż węgla brunatnego mamy dużo, są łatwo dostępne, potrafimy je eksploatować, a opowieści o ekologicznych katastrofach związanych z eksploatacją odkrywkową można między bajki włożyć. Najgorsze, że dziś o tym naszym bogactwie nie wypada wręcz mówić, bo przy tej całej narracji okołoklimatycznej to brzmi jak herezja.
- W Glasgow podczas COP26 premier Czech nazwał unijny Zielony Ład „europejskim zielonym samobójstwem”. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?
- Nie tylko gospodarczo Unia strzela sobie w kolano, ale wzmaga przez swoje nieprzemyślane działania efekt cieplarniany. Brzmi niewiarygodnie? Niestety to prawda. To da się łatwo policzyć. Nie mamy wpływu na rozwój Chin, ale przynajmniej możemy nie wysyłać tam produkcji. Teraz, nawet jeśli samochód jest niemiecki, to zbudowano go na chińskich podzespołach. Nasza konsumpcja nieoparta na produkcji lokalnej jest niczym innym jak zwiększaniem emisji, wzmaganiem efektu cieplarnianego w krajach, gdzie ta emisja jest realizowana.
Do tego dochodzi emisja gazów z transportu dóbr z krajów produkcji pseudoekologicznego świata bogatych konsumentów. Nawet gdy pozbędziemy się ostatniej elektrowni węglowej w Europie, to emisja globalna nie zmniejszy się, wręcz przeciwnie. Przypominam, że problem klimatu jest globalny. Kolejny przykład braku konsekwencji bogatych społeczeństw to nieuzasadnione, nadmierne oświetlanie miast. Te wszystkie miejskie neony reklamowe to energia wyrzucona w błoto. Nadmierne oświetlenie miast w nocy to przecież zanieczyszczenie, to emisja CO2. Dodajmy do tego modę, zgodnie z którą musimy się co miesiąc inaczej ubrać, bo inaczej jesteśmy passé. To wszystko napędza konsumpcję, a ta produkcję w najuboższych krajach, gdzie nikt na ekologię nie zwraca uwagi.
W krajach azjatyckich elektrownie węglowe nie są tak sprawne jak europejskie. Nie mają systemów odpylania, odsiarczania, odazotywania spalin, czyli tych wszystkich urządzeń, w które w ciągu ostatnich kilku dekad zostały wyposażone elektrownie europejskie, również polskie. Mam wrażenie, że za Zielonym Ładem i innymi pięknie brzmiącymi hasłami tak naprawdę stoi ideologia, wręcz religia, a nie wiedza. To prawda, że emisja dwutlenku węgla i metanu wpływa na efekt cieplarniany, jednak leczenie trzeba skroić nie tylko na miarę możliwości, ale tak, aby było skuteczne, a nie żeby na koniec okazało się, że operacja się udała, ale pacjent zmarł.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Bardzo mądrze opisane!!! Wszystcy EKO powinni sobie przeczytać tę wypowiedź!!!