Chcielibyśmy też np. zmienić formułę organizowanych konkursów bezpieczeństwa pracy tak, aby nie były one wyścigiem liderów, podczas gdy peleton zostaje daleko w tyle. No i chyba do tego wszystkiego, niestety, trzeba dodać fakt, że pracownicy czasami zwyczajnie boją się zgłosić coś, co jest nie tak – podkreśla w rozmowie z TG dr inż. ADAM MIREK, prezes Wyższego Urzędu Górniczego.
Wrócił pan do Wyższego Urzędu Górniczego po kilku latach przerwy. czy czuje pan,że wrócił „do siebie”?
Z całą pewnością mogę się tak czuć. Większość pracujących tu osób to ludzie, których znam od lat i których szanuję za ich profesjonalizm oraz oddanie pracy. Bardzo cenię sobie jednak te kilka lat poza urzędem. Pozwoliły mi one na pewien dystans, zmieniły perspektywę. W WUG pracowałem przez 17 lat, a jeśli w określonych warunkach pracuje się tak długo, to ożna zacząć sądzić, że pewnych spraw nie da się robić inaczej.
Opuszczenie organizacji pozwala spojrzeć szerzej, wyjść poza utarte schematy. To trochę tak, jak z moim doktoratem na Akademii Górniczo-Hutniczej, który (takie odniosłem wrażenie) dość dobrze oceniano m.in. za to, że był z pogranicza dwóch dyscyplin naukowych, z jednej strony górnictwa, a z drugiej – geofizyki, i właśnie takie połączenie, odmienna perspektywa w podejściu do zadania okazała się dobrym pomysłem. Na taki efekt liczę też w WUG, że właśnie ta szersza, odmienna perspektywa pozwoli udoskonalić jego funkcjonowanie.
Kiedy poprzednio pracował pan w Urzędzie, nadzór sprawowało nad nim Ministerstwo Środowiska. Teraz jest to Ministerstwo Energii, które ma na głowie przede wszystkim restrukturyzację górnictwa. Jak się pan zapatruje na współpracę z resortem?
W czasie, kiedy pracowałemw WUG, instytucja ta podlegała już premierowi rządu, ministrowi spraw wewnętrznych, ministrowi środowiska, a teraz ministrowi energii. W każdym z tych miejsc najwięcej zależy od prawidłowych relacji i profesjonalnego podejścia do zadań. WUG jest urzędem technicznym, bardzo technicznym. Poza tym nie wyobrażam sobie, aby którykolwiek z ministrów nie stawiał na pierwszym miejscu bezpieczeństwa pracy w górnictwie, a właśnie nadzór nad tym bezpieczeństwem jest najważniejszym zadaniem WUG, chociaż są także inne sfery działania: ochrona złóż, środowiska, itp.
Dla przedsiębiorców urzędy górnicze są w coraz większym stopniu partnerem w ich działalności. Decyzje administracyjne muszą więc być merytoryczne i doskonale uargumentowane. Urząd – co oczywiste – nie może działać inaczej niż na podstawie i w granicach prawa. Zamierzam położyć nacisk na poprawę obsługi prawnej organów nadzoru górniczego, bo coraz częściej jesteśmy stroną w różnego rodzaju postępowaniach, także sądowych. Nasze stanowisko musimy zawsze umieć obronić – przede wszystkim argumentami merytorycznymi.
Wracając jeszcze do restrukturyzacji. czy koncepcja fuzji Katowickiego Holdingu Węglowego z Polską Grupą Górniczą jest z pana punktu widzenia jakimś utrudnieniem, wyzwaniem?
Na pewno jest to wyzwanie. Nasze struktury trzeba przygotować i dostosować do specyfiki takiego nowego przedsiębiorstwa. Inaczej się rozmawia z małą firmą, a inaczej z przedsiębiorstwem zatrudniającym ponad 40 tysięcy osób. Ewentualne zmiany w urzędach górniczych muszą uwzględniać zmiany organizacyjne w górnictwie, a relacja urząd-przedsiębiorca, co jeszcze raz podkreślam, powinna być oparta na zrozumieniu wspólnoty celów w kwestiach bezpieczeństwa pracy.
Odejdźmy trochę od węgla. Jest pan ekspertem w zakresie tematyki związanej z tąpaniami, a wstrząsy – szczególnie w górnictwie miedziowym – były bardzo poważnym problemem minionego roku. Czy w tej sferze ma pan jakieś plany? Koncepcje, które chciałby pan wdrożyć?
Trwają obecnie prace powołanej przez prezesa WUG komisji, która bada okoliczności wstrząsu i tąpnięcia w kopalni Rudna. W zespole geofizyków (pod kierownictwem prof. Grzegorza Mutke) wykonaliśmy opracowanie określające geofizyczne mechanizmy tego wstrząsu, co umożliwiło dalsze analizy geomechaniczne. Nie przesądzając o wnioskach z prac komisji, widzę (z naszego opracowania) możliwość poprawy dokładności pionowej lokalizacji rejestrowanych ognisk wstrząsów. To z kolei pozwoli powiększyć zasób wiedzy o ich przyczynach.
Umożliwia to olbrzymi postęp w technice i technologii badań sejsmicznych. Sądzę, że wiele można jeszcze poprawić. Niestety, w dalszym ciągu przewidywanie czasu wystąpienia wstrząsów jest bardzo trudne. Porównując to do prognozowania pogody: znamy 70 proc. czynników, które wpłyną na to, jaka będzie pogoda, w 30 proc. ich nie znamy, przez co nie zawsze prognoza się sprawdza. W przypadku wstrząsów – te czynniki układają się w innych, odwrotnych proporcjach: co najwyżej 30 proc. stanowią te znane, a nieznane 70. Być może proporcje te są jeszcze bardziej niekorzystne.
Natura, niestety, wygrywa z nami nadal głównie dlatego, że wystąpienie wstrząsu zależy od setek czynników. Nie znaczy to, że nie należy badać górotworu. Postęp w nauce i prowadzone badania dają nam szansę na poprawę efektywności prognozy. Jednak nie chciałbym wyprzedzać efektów prac wspomnianej komisji To jej członkowie, po szerokiej dyskusji, wypracują wnioski służące zapobieżeniu podobnym zdarzeniom w przyszłości.
Jakie jeszcze priorytety stawia pan sobie rozpoczynając sprawowanie urzędu prezesa?
Moim zdaniem nasze górnictwo jest trochę przeregulowane, jeśli chodzi o przepisy BHP. Pierwszy z brzegu przykład: na poziomie rozporządzenia ministra określono minimalną odległość pomiędzy instalowanym taśmociągiem a ociosem wyrobiska. Można sobie jednak wyobrazić, że czasem ta odległość mogłaby być mniejsza – oczywiście w określonych warunkach. Warunki te powinien określać kierownik ruchu zakładu górniczego, a nie rozporządzenie – czyli faktycznie minister. Wiąże się to z uprawnieniami, ale też z odpowiedzialnością kierownika ruchu. Rozporządzenia powinny regulować sprawy najbardziej podstawowe, a to, jak dojść do optymalnych i bezpiecznych rozwiązań technicznych, to już rola fachowców – kierowników ruchu i służb kopalni, mających oczywiście do dyspozycji ekspertów, rzeczoznawców, jednostki naukowo-badawcze itp.
Urząd jako instytucja nie jest w stanie skontrolować każdego pracownika. Jest nas łącznie około 500 osób, podczas gdy w całym górnictwie pracuje 200 tys. To tak jak policjant na drodze – on nie sprawdzi każdego samochodu. Kierowca powinien wiedzieć, że jeśli ciągle będzie przejeżdżał na czerwonym świetle, to w końcu wypadek jest nieunikniony. Dlatego chyba należy przesunąć trochę akcenty tak, aby każdy pracownik czuł się odpowiedzialny za swoje własne bezpieczeństwo. Musimy dotrzeć do ludzi. Górnik musi też być dobrze zarządzany, dobrze wyposażony, być wypoczęty przed szychtą i mieć choćby minimalne poczucie stabilności warunków pracy. To jest jednak rola zarządów kopalń, ale górnik musi mieć świadomość tego, co się może stać.
A jak tę świadomość poprawiać?
Zasadnicza sprawa to szkolenia. Pokazywanie przykładów pozytywnych i negatywnych. Trzeba stworzyć szeroki front ludzi myślących: „nie zgadzamy się na wypadki”. Deklaruję gotowość do współpracy z każdym, komu te sprawy są bliskie. Chcielibyśmy też np. zmienić formułę organizowanych konkursów bezpieczeństwa pracy tak, aby nie były one wyścigiem liderów, podczas gdy peleton zostaje daleko w tyle. No i chyba do tego wszystkiego, niestety, trzeba dodać fakt, że pracownicy czasami zwyczajnie boją się zgłosić coś, co jest nie tak? tak najprawdopodobniej było w przypadku katastrofy w kopalni Wesoła.
Jeżeli ktoś wiedział i nie powiedział, to może to znaczyć, że się bał utraty pracy. I tu powraca problem poczucia stabilności zatrudnienia. Życie ludzkie to wartość bezcenna, której nie przywrócą żadne wskaźniki ekonomiczne. Trwająca restrukturyzacja pokazuje jednak, że coraz więcej przedsiębiorców dba o sprawy bezpieczeństwa. Pomimo zmian organizacyjnych i wszystkich związanych z nimi zawirowań udaje się utrzymać pozytywny trend powolnego spadku liczby wypadków w pracy w górnictwie węgla kamiennego. Potrzebne są jednak ustawiczne działania, aby te dobre wskaźniki się nie zmieniały.
Jeśli chodzi o kwestie prawne, to mogę jeszcze dodać, że moim zdaniem urzędy górnicze mają w niektórych obszarach niedobór, a w innych nadmiar kompetencji. Zgodnie z ustawą, dyrektor OUG może dochodzić przyczyn i okoliczności wypadków, a przy tym ma zbyt mało narzędzi prawnych, aby tego skutecznie dokonać. Ten sam dyrektor z kolei jest np. organem nadzoru budowlanego dla obiektów kopalni. Czym różni się np. budynek centrali telefonicznej w kopalni od tego w hucie, elektrowni czy w zakładach petrochemicznych? A nie ma przecież odrębnego nadzoru budowlanego dla tych podmiotów, choć zagrożenia tam są także bardzo duże. To również sprawa, którą chyba należy próbować zmienić, upraszczać – oczywiście po szerokiej analizie i nie na łapu-capu
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Uzupełniając: to trudno się nie zgodzić z sz p. Prezesem jeśli chodzi o hasło, ale to wyłącznie pustosłowie. Troska o bezpieczeństwo, nie tylko w górnictwie, w obecnej rzeczywistości, polega na tworzeniu coraz to nowych przepisów niejednokrotnie mijających się w znacznej odległości z rzeczywistością - gdyż są fabrykowane przy biurkach przez zespoły prawników oraz teoretyków - bez gruntownej znajomości specyfiki warunków pracy oraz nie biorąc pod uwagę warunków socjalno - bytowych pracowników, w odniesieniu do których tak troszczymy się o ich bezpieczeństwo. Zresztą rezultaty owej troski widać w statystykach wypadkowości szczególnie jeśli idzie o ruch drogowy!
Bezpieczeństwo, wszechobecne i bardzo często, w ostatnich latach, używane i do znudzenia powtarzane hasło!
Wam tylko konkursy w głowie jechać na dół nie zapowiedzianie będziecie wtedy mieli konkurs.