KONTRA, RYJ, BOK, ZUB, WĄSY STALINA...
Każdy, kto choć raz na Śląsku grał w skata - przepraszam: w szkata - wie, co znaczą słowa w tytule: to specyficzne określenia, używane podczas rajcowania - czyli licytacji. Nie będę wyjaśniał, co się za nimi kryje, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu. Jeśli kto ciekaw, to niech porozmawia ze skaciorzami - przepraszam: szkaciorzami - albo sięgnie do literatury. Może np. uda się zdobyć zabytkową, bo sprzed półwiecza, książkę Jana Rakoczego "Tylko dla szkaciorzy". Jest w niej wyjaśnionych wiele niezwykle barwnych określeń i powiedzonek związanych z tą wymagającą nie lada bystrego umysłu grą. Między innymi znaczenie "dupków", a w szczególności "dupka szel", który wszedł do śląskiego folkloru językowego, stając się popularnym wyzwiskiem. Na szczęście nie tak obelżywym jak wiele innych, bo wbrew pozorom nie niesie ono w sobie ładunku anatomicznego, a jedynie techniczno-obyczajowy. W głębsze wyjaśnienia z braku miejsc też tu nie będę się wdawał. Do szkaciorzy po naukę proszę.
Zapewne zastanawiają się Państwo, co mnie tak wzięło na karty? Nie chodzi o to, że w szkata na Śląsku się grywało, kiedy się dało. A kto nie grał, ten kibicował. To jedna z najważniejszych rozrywek. Ale też niezwykle poważnie traktowany sport. Ileż to całonocnych i dziennych turniejów rozegrano! I rozegra się jeszcze, choć chyba apogeum popularności szkat ma już za sobą. Niemniej jednak przypomniałem sobie o nim, obserwując górniczo-rządowe rozmowy w ostatnim tygodniu. Ponieważ często różni komentatorzy mówili, że strony coś rozgrywają, że gra toczy się o to i tamto, więc wyobraziłem sobie, że to taka partia szkata. Że zaczęło się od rajcowania, czyli licytacji, że ktoś zawołał: "sznajder", ktoś powiedział: "nulower", ktoś inny: "grana z ręki", gdzieś wreszcie padły te wszystkie określenia z tytułu no i nic się nie udało, bo z tymi, którzy poważnie chcieli grać w szkata, inni chcieli zagrać "w kulki"...
No to zacząłem przyglądać się tajlóngowi. I tu popadłem w głęboką zadumę. To, że figur niewiele, to normalne. Ale skąd tyle dupków szel, a między nimi jedna dama? Gdzie się pochowały króle, a szczególnie jeden? No i dlaczego nie ma żadnego asa? I choć była cała flyjta trumfów, to dlaczego miały wygrać bibzy? Co to za zasady, do pieróna nogłego!? Już miałem się rozglądać za blotkami, ale przypomniałem sobie, że od dawna są na dole.
Kiepsko to wszystko wyglądało, tym bardziej że wokół pełno kibiców, tyle, że jedni znali się na brydżu, inni na warcabach, a jeszcze inni na grze w durnia, ale wszyscy coś dopowiadali, radzili, komentowali. Szczególnie ci od gry w durnia. Na szczęście na koniec okazało się, że ci, co chcieli grać w kulki, przerajcowali i wszyscy zgodzili się na kolejne rozdania.
Tak... W szkacie trzeba umieć dobrze liczyć! Szkat wymaga myślenia od wszystkich graczy. Dlatego wielu woli grać w chlusta albo w wojnę... Teraz wszyscy krzyczą, że od początku chcieli grać w szkata i że dobrze im to poszło, a nawet, że wygrali. Coś mi się zdaje, że znowu im się szkat pomylił z grą w kulki...
Jurek Ciurlok "Ecik"
Mały słowniczek
Szkat (skat) - gra pochodząca najprawdopodobniej z okolic Lipska, znana co najmniej od połowy XVIII wieku. Choć najpowszechniejszy jest pogląd, że powstała na początku XIX wieku w Altenburgu.
Tajloóng - rozdanie
Trumf - atut
Bibza - słaba karta
Dupek - walet
Szel, krojc, grin, herc - dzwonek (karo), krzyż (trefl), zieleń (pik), serce (kier).
Flyjta (flet) - dużo kart np. w jednym kolorze
Pozostałe określenia wymagają więcej treści niż się tutaj zmieści;-)
BOJTLIK Z FRASZKAMI
Józef Lompa w 1857 roku napisał wielki, liczący 388 wersów, poemat pod tytułem: "Satyra na grę w karty". Wyjąłem z niego kilka wierszy, tworzących całkiem zgrabną fraszkę.
Nie masz ci to, nie masz, jako w karty grywać
I w grze tak przyjemnej doczesność przepływać.
(...) Gdyby jeno w miarę zawsze się grywało,
To by i tak wszystko w dobrym szyku stało.
Wszak my wszyscy gramy, bo los nasz gra z nami;
On wygrywa, a myśmy jego podnóżkami.
INO DLO SZKACIORZY
Dobra terapia
Jedyn szkaciorz dostoł sie do "gupich" we Rybniku, bo tak dugo groł, aże rozum przegroł i zdało mu sie, co je dupkiym-szel, a krojc-dupek go góni, coby go zabić. Dochtory niy wiedziały, jak se śnim dać rady, i niy poradziły go uozdrowić. I tak borok uostoł siedzieć sóm we jednyj izbie skryty we kóncie, bo wto prziszeł, to uón sie go boł, że to niby je tyn krojc-dupek. Aże przijyni młodego dochtora. Tyn, jak się rozeznoł, co i jak, pedzioł, że tego boroka-szkaciorza wylyczy. Poszeł dó niego, ale tyn, jak go ujrzoł, zaczón wreszczeć:
- Ratunku! Ratunku! Krojc-dupek chce mie zabić!!!
- Tyś je gupi! - pedzioł mu dochtor i po prowdzie mioł recht. - Jak jo cie moga zabić, jak my grómy z rynki i krojc-dupek leży we tajlungu???
I tak chory uozdrowioł i z dochtorym zagroł w szkata generalskigo...
Nagłe wezwanie
We sobota późno na wieczór u sztajgra Zefka Zubka, kiery był zawziyntym szkaciorzym, ale baba broniła mu grać, zadzwónił telefón. Uón uodebroł, posuchoł i inoś pokiwoł gowóm. Potym swoi babie pedzioł:
- Dziubeczku, zaś jakoś awario na grubie. Musza sie zbiyrać.
- A inksi niy mogóm, ino zawsze ty? - zeszterowała sie Zeflikowo.
- Nó dyć tam już je oubersztajger Bibza i kerownik Rajculik, ale bezy mie niczego niy poradzóm zrobić...
Dziwna zamiana
Ksiądz w pewnej parafii miał zwyczaj grywać w szkata z organistą i kościelnym. Zawsze nosił przy sobie talię kart. Ale nosił też plik obrazków z wizerunkami różnych świętych. Obrazki te rozkładał na ławkach przed poranną mszą, a potem z przyjemnością patrzył, jak wierni modlą się do "wylosowanych" świętych i z ciekawością dociekał, który komu przypadł. Któregoś zimowego ranka rozłożył obrazki, nie zapalając jeszcze - dla oszczędności - światła, a tylko przy słabym blasku wiecznej lampki. Gdy wyszedł z zakrystii na nabożeństwo, ze zdziwieniem zauważył, że nikt z wiernych nie modli się do wizerunków ze świętych obrazków. Tylko w ostatniej ławce najstarsza parafianka była pogrążona w głębokiej modlitwie, przyciskając obrazek do piersi. Ksiądz podszedł do niej i delikatnie trącił, po czym zapytał:
- Babciu, a do którego świętego wy się tak modlicie?
Babcia uniosła głowę, następnie wyciągnęła daleko przed siebie rękę z obrazkiem i to go przybliżając, to oddalając od oczu, powiedziała:
- Wiycie, farorzyczku, jo se dzisiok bryli niy wziyna, ale tak mi sie coś zdo, że to świynty dupek-szel...
MIĘDZY NAMI, BLONDYNKAMI
Nie taka znów "blondynka"
Przyszła blondynka do banku i poprosiła o kredyt na miesiąc.
- W jakiej wysokości i jakie ma pani zabezpieczenie? - zapytał urzędnik.
- Chciałabym 35 tysięcy złotych, a jako zabezpieczenie mogę zostawić swoje roczne lamborghini.
Urzędnik, węsząc dobry interes, chętnie przystał na prośbę blondynki i dał jej kredyt przy minimalnych formalnościach. Po miesiącu blondynka wróciła i zdumionemu urzędnikowi oddała 35 tysięcy, wraz z należnymi, niedużymi odsetkami i poprosiła zdziwionego urzędnika o kluczyki do swojego samochodu.
- Proszę pani - zagaił urzędnik - myśmy sprawdzili pani konto i okazuje się, że pani tam ma grubo ponad milion. Ja przepraszam, bo to nie moja sprawa, ale czy zechciałaby pani zaspokoić moją ciekawość i powiedzieć, po co jej było te 35 tysięcy na miesiąc?
- Oczywiście - odparła z uśmiechem blondynka - no proszę samemu pomyśleć, gdzie ja bym dla mojego Lamborghini znalazła płatny bezpieczny parking za 35 złotych za miesiąc?
CWIETY Z GAZETY
Dziś tylko jeden cytat, zasłyszany podczas transmisji ze skoków narciarskich w Zakopanem:
To Stanisław Marusarz zapłodnił podwaliny pod Wielką Krokiew...
No, no... Wiedziałem, że Marusarz wielkim skoczkiem był, ale żeby aż taki "skok w bok"!
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH
Z cyklu "nowe przysłowia": Mądremu biada! A głupiemu radość...
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.