Brytyjska reforma sektora energetycznego, po niemal roku działania zaczyna nabierać kształtu. Choć jest zbyt wcześnie, by ocenić czy zakończy się sukcesem, to od początku eksperymentowi temu z zainteresowaniem przyglądają się rządy wielu krajów, w tym również Polski.
Niemal dokładnie w rok po złożeniu przez królową Elżbietę II podpisu pod reformą sektora energetycznego zakończyła się pierwsza w Wielkiej Brytanii i Europie aukcja w ramach tzw. rynku mocy (capacity market). Mechanizm ten, wraz z tzw. kontraktami różnicowymi stanowi trzon reformy, określanej przez rząd jako "jedną na pokolenie".
Jej celem jest wprowadzenie brytyjskiej energetyki na nowe, bardziej efektywne tory i dostosowanie jej do obecnych i przyszłych wymogów niskoemisyjnej gospodarki. Jest zbyt wcześnie, by powiedzieć czy cel ten uda się osiągnąć. Na razie wiadomo, że reforma wzbudza wiele kontrowersji i ma przeciwników zarówno w kraju jak i zagranicą, przede wszystkim wśród zwolenników energetyki konwencjonalnej i fanów odnawialnych źródeł energii.
To szerokie grono krytyków wynika najpewniej z faktu, że rząd Davida Camerona starał się w reformie znaleźć równowagę pomiędzy brytyjskimi tradycjami w zakresie paliw kopalnych, a mocno promowaną w międzynarodowym kręgu polityką efektywności energetycznej i ambitnymi celami w zakresie redukcji emisji.
Głosy krytyki można mnożyć, począwszy od zarzutów o "zamordowanie" brytyjskiego sektora węglowego w efekcie wprowadzenia limitów emisyjnych dla elektrowni zasilanych paliwami kopalnymi, przez utrzymującą się niepewność legislacyjną, która na długie miesiące zamroziła inwestycje w kluczowe dla całego sektora elektrownie gazowe, aż po ograniczanie wsparcia dla niektórych technologii odnawialnych (przede wszystkim lądowych farm wiatrowych i dużych instalacji solarnych).
Kontrowersje w całej Europie wzbudza także ambitny program budowy nowych mocy w energetyce atomowej, a konkretnie stanowiący jego podstawę mechanizm kontraktów różnicowych. Zatwierdzenie przez Komisję Europejską pomocy publicznej w postaci takiego właśnie kontraktu na budowę elektrowni Hinkley Point C spotkało się z ostrym protestem rządu Austrii, który zapowiedział wykorzystanie wszystkich istniejących środków do zablokowania tej decyzji. Tymczasem w polskim projekcie jądrowym mechanizm kontraktu różnicowego jest wskazywany jako najbardziej prawdopodobne rozwiązanie problemu długoterminowego zagwarantowania zwrotu inwestycji. Dlatego polski rząd i sektor energetyczny nie ukrywa, że z uwagą śledzą losy brytyjskich rozwiązań.
Krytyków polityki energetycznej brytyjskiego rządu nie brakuje również na własnym podwórku. Argumentami o wpływie swojego sektora na gospodarkę i liczbie potencjalnych miejsc pracy przerzucają się bowiem zarówno organizacje branżowe z sektora OZE jak i paliw kopalnych. O koncyliacyjnym nastawieniu rządu świadczą choćby przyjęte w ostatnich kilkunastu miesiącach strategie sektorowe zarówno dla branży naftowo-gazowej jak i energetyki odnawialnej (a konkretnie sektora energetyki solarnej i morskiej energetyki wiatrowej).
W oficjalnych wypowiedziach przedstawicieli rządu zawsze pojawia się sformułowanie mówiące o "zrównoważonym miksie energetycznym". Takie stanowisko gabinetu widoczne było także podczas negocjacji nad nowym unijnym pakietem klimatycznym. Pod tym hasłem premierowi Cameronowi udało się ostatecznie przeforsować brytyjskie stanowisko sprzeciwiające się ustaleniu wiążącego celu w zakresie udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym. Zdaniem rządu, decyzje o wyborze konkretnej i najbardziej efektywnej drogi do osiągnięcia nadrzędnego celu, jakim jest ograniczenie emisji, powinno się pozostawić rządom poszczególnych krajów.
Trzeba jednak przyznać, że w całym natłoku krytyki rządu bronią liczby. Opublikowane niedawno dane o zużyciu energii mówią wprost, że przeciętny Brytyjczyk zużył w 2013 roku o 10 proc. mniej energii niż pięć lat temu i to w warunkach stale rosnącej gospodarki. Godząc niejako obie strony konfliktu, dane wskazują jasno na rekordowy poziom nakładów inwestycyjnych zarówno w sektorze OZE jak i w branży naftowo-gazowej.
W ostatnim roku zrodziło się też wiele pomysłów mających zachęcić inwestorów do zainteresowania się brytyjskimi złożami gazu łupkowego oraz przekonania mieszkańców kraju do tego źródła energii. Najpóźniej wiosną przyszłego roku rozstrzygnięta zostanie runda licencyjna, w której rząd zaoferował łupkowym inwestorom obszary o rekordowej powierzchni.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Wielka Brytania zawsze była wiodąca pod względem rozwoju technologii. Ale czy my Polacy tylko się przyglądamy i zostajemy przy tym. Musimy działać i walczyć o swoje na Ramach Unii Europejskiej. Dlaczego w przypadku dostawcy energii jest taki kłopot, gąszcz przepisów i masakryczne regulacje