POLE MINOWE JAK KRAJ DŁUGI, SZEROKI...
Nie wiem, po co tzw. animatorzy życia społecznego zawsze wymyślą coś, co dla wszystkich jest oczywistą fikcją, ale traktuje się to coś z całą namaszczoną powagą. Przedsięwzięcia te są różnego kalibru i różnej skali. Począwszy od masowych obchodów ku czci i chwale, skończywszy na jakichś igrcach mających integrować korporacyjną brać ze sobą i firmą. Ludzie biorą udział w tych cyrkowo-operetkowych spektaklach, bo nie mają wyjścia: bo muszą, bo nie wypada inaczej, bo poczucie obowiązku. Biorą więc udział i albo udają pełne zaangażowanie, albo ulegają zbiorowo poczynaniom wspomnianych "animatorów". Tak sobie myślę, że nie przypadkowo aktor poruszający lalkami w teatrze lub plastyk ożywiający martwe postaci z filmów rysunkowych nazywają się tak samo: animatorzy. Ale dziś bardziej zajmuje mnie fenomen ulegania owej fikcji.
Dawno temu uczestniczyłem w kolegiach pewnej redakcji. Kilka, wydawałoby się, niegłupich, a przynajmniej wykształconych osób z pełną powagą i marsowymi minami plotło przez dwie godziny - a czasem dłużej - najdziwniejsze i najabsurdalniejsze androny, bacząc, by być bardziej namaszczonym od reszty - bo to dodawało znaczenia i wzmacniało pozycję. Ponieważ sam z rzadka się odzywałem, bo jakoś nie potrafię z siebie wykrzesać tego rodzaju fikcji i sztucznego entuzjazmu, toteż moje znaczenie w tym gremium było znikome, a pozycja słaba - co z czasem otrzymało praktyczny wyraz. Niemniej jednak kiedyś postanowiłem sprawdzić, jak dalece posunięty jest proces ucyrkowienia rzeczywistości i zgłosiłem problem muszli klozetowej, której wyprofilowanie powodowało podczas spłukiwania gwałtowny wytrysk zawartości na stojącego przed nią spłukującego. Przez kilka tygodni nie mogłem się doprosić o jej wymianę. Teraz przez dobre pół godziny opisywałem barwnie sedno problemu, przytaczałem dokładne scenariusze zaistniałych sytuacji, wyliczałem ważne osoby, które goszcząc w redakcji, stały się ofiarami owej muszli, skarżyłem się na niedostatki w działaniu administracji. Mówiłem z miną marsową i namaszczeniem, używając wielu naukowych, a nawet ideologicznych wyrażeń, naśladując w tym pozostałych członków kolegium. Nikt się ani przez moment nie uśmiechnął. Choć mnie z trudem przychodziło zachowywanie powagi. Następnie odbyła się krótka, zasadnicza dyskusja i powołano komisję, która miała sprawdzić wagę problemu. Komisja przyszła do rzeczonej toalety, ja ustawiłem ją przed inkryminowaną muszlą - sam stanąłem z boku - i spuściłem wodę. Muszla ukazała komisji całą złożoność zagadnienia i komisja poszła suszyć spodnie, skarpetki oraz buty. Muszlę zdemontowano, ale nowej nie zainstalowano, bo był to czas braków materiałowo-surowcowych. Dopiero przekierowanie zapachów z rury na resztę budynku, przy pomocy zmyślnie wywoływanych przeciągów, przyspieszyło ostateczne załatwienie sprawy.
Stare porzekadło mówi, że czasem trzeba powiedzieć coś od rzeczy, żeby dojść do rzeczy. Parafrazując, można rzec, że u nas trzeba przepłynąć morze absurdalnej fikcji, żeby osiągnąć skrawek brzegu racjonalizmu. Zaś udawanie jest jednym z podstawowych społecznych wymogów. I tylko czasem, przy wódce i dobrym jedzonku, ten i ów się otwiera i mówi, co myśli o całym tym... (Nie powiem, czym, bo nie chcę podpaść pod odpowiedni paragraf). To go przy tym nagrają, upublicznią i na drugi raz nawet przy wódeczce będzie uważał, udawał i robił miny... O minach, przyprawianych gębach i starciach na miny pisał w "Ferdydurke" Gombrowicz. Nie przewidział, że kraj stanie się jednym wielkim polem minowym. Pewnie nie był wieszczem.
Ech! Życie, życie...
Jurek Ciurlok "Ecik"
WICE Z TASZY LISTONOSZA
Zaraźliwy przykład
Do baru wchodzi facet i pokazując na spitego do nieprzytomności, leżącego na podłodze faceta, mówi:
- Dla mnie to samo...
Pomoc medyczna
Przyszedł pijak do apteki i grzecznie zapytał: - Czy są jakieś tabletki, żeby nie było efektu jo-jo?
Farmaceutka zmierzyła wzrokiem chudego jak patyk klienta i zdziwiła się: - Ale po co to panu? Przecież jest pan taki szczupły?
- Nie w tym rzecz, psze pani. Mi chodzi o to, żebym po upiciu nie wracał do poprzedniego stanu...
Proszę zachowywać umiar...
Dwóch ledwo żywych rozbitków dryfowało w szalupie na środku oceanu. Żar lał się z nieba, a oni bez kropli wody pitnej i bez jedzenia. Jeden z nich próbował coś złowić. Po wielu staraniach udało mu się! Wyciągnął haczyk z wody, a na nim złota rybka.
- Wypuść mnie, a spełnię twoje życzenie - rzekła złota rybka jak to złota rybka...
- Jasne! -wykrzyknął szczęśliwy rybak i bez zastanowienia zażądał: - spraw, aby cała ta woda wokół zamieniła się w dobrze schłodzone piwo.
Błysnęło, huknęło i rzeczywiście: już po chwili łódź unosiła się na falach złocistego trunku. Rozbitek, dumny z siebie, spojrzał na swego kompana, w oczekiwaniu słów pochwały, ale ujrzał tylko skrzywioną minę i usłyszał:
- Aleś wymyślił! Teraz będziemy musieli sikać do łodzi...
Jeszcze więcej umiaru proszę...
Następnego dnia po cudzie w kanie galilejskiej biesiadnicy spali pokotem, zmorzeni znakomitym winem, uczynionym cudownie z wody. Około południa podniósł się na łokciu apostoł Piotr i słabym głosem mocno skacowanego człowieka poprosił:
- A może by ktoś trochę wody przyniósł...
Natychmiast poderwał się Joshua i zawołał radośnie:
- No pewnie! Już biegnę!!!
Piotr spojrzał z przestrachem w oczach i wymamrotał przerażonym głosem:
- Ale nie ty, błagam, tylko nie ty...
HANYSY I GOROLE, ŁĄCZCIE SIĘ W UŚMIECHU!
ZAGADKA
(Taka dla ochłody...)Kto to jest "rasowy" narciarz?
Człowiek, którego stać na luksus połamania nóg w bardzo znanej miejscowości górskiej przy pomocy bajecznie drogiego sprzętu.
BOJTLIK Z FRASZKAMI
O Bartoszu
Bartosza mi nie gańcie, choć stateczno chodzi,
Przecię on towarzystwu chędogo dogodzi.
Rad zaśmieszy przy trunku, osobnie żartuje,
A przyszedszy do domu, Kasię całuje.
Po tej staroświeckiej, siedemnastowiecznej fraszce ze zbioru "Biesiady roskoszne" niejakiego Baltyzera z kaliskiego powiatu muszę jeszcze dodać, że zbieżność imion i wydarzeń ze współczesnymi jest całkowicie przypadkowa...
Na koniec jeden z najstarszych dowcipów z serii:
Przerażenie
Ziutek miał tak zwaną "wielodniówkę". Pił na umór przez jakieś dwa tygodnie. Wreszcie pewnej nocy drogi zaprowadziły go w stronę domu. Zanim wszedł, narobił tyle hałasu, że żona zdążyła przebrać się za śmierć i zaskoczyła go przy drzwiach.
- Uuu!!! - wrzasnęła na całe gardło. - Za twoje pijaństwo pójdziesz do piekła!
- O cholera! - wykrzyknął Ziutek. - Ale mnie wystraszyłaś! Już myślałem, że to moja baba...
PRZYSZŁA BABA DO LEKARZA...
a lekarz się pyta: - Dlaczego tak długo pani u mnie nie było?
A baba na to: - Bo chorowałam, panie doktorze...
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH
Wieczność strasznie się dłuży! Szczególnie pod koniec...
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.