SZTAFETA A'LA POLONAISE
W piękne niedzielne przedpołudnie jechałem na północ kraju drogą znaną jako "Gierkówka". Właśnie w tym dniu ważyły się losy syna tego, od którego droga wzięła imię, jako przyszłego europarlamentarzysty - ale to nie ma znaczenia w tej opowieści. Zwyczajowo zatrzymałem się na stacji niedaleko Radomska, żeby wypić kawę. Uderzył mnie widok dużej liczby policjantów w czarnym rynsztunku. Co prawda robili wrażenie wyluzowanych, ale rynsztunek nie wskazywał, że jadą na wycieczkę. W barze uśmiechnięta barmanka zdążyła podać mi kawę, gdy do środka wpadł młody mężczyzna i od progu rzucił:
- Zaraz tu będą!
- To zamykamy na klucz i gasimy wszystko? - zapytała z wyraźnym przestrachem barmanka.
- Jeszcze nie, ale dam znać - odpowiedział mężczyzna i szybko wyszedł. Zachodziłem w głowę, o co chodzi. Nijak nie mogłem się jednak niczego domyślić, więc zapytałem.
- Kibice jadą - usłyszałem w odpowiedzi.
Informacja została wypowiedziana kasandrycznym tonem, więc na wszelki wypadek jednym haustem dopiłem kawę i czym prędzej ruszyłem dalej. Teraz na kolejno mijanych stacjach benzynowych zauważałem grupki uzbrojonych po zęby policjantów w czarnych uniformach, stojące przy okratowanych pojazdach. Ale nic się więcej nie działo. Ciągle zachodziłem w głowę, o co chodzi. Aż ujrzałem na drodze dwa autokary konwojowane przez policyjne wozy. A potem w radio usłyszałem informację, że Ruch gra z Legią i w głowie mi pojaśniało. Wiedziałem co prawda, że są jakieś eskorty policyjne podczas meczów, ale nie wiedziałem, że wygląda to jak konwój groźnych bandytów do amerykańskiego więzienia w amerykańskim filmie. Albo jak konwój z bronią do Murmańska w czasie wojny światowej. Tyle że ten odbywał się morzem, lecz też z widowiskową obstawą.
Kolejne patrole przekazywały sobie konwojowanych, tworząc specyficzną sztafetę. Przyszło mi do głowy, że zasługuje to na jakąś godną nazwę. I wymyśliłem: "Sztafetę a'la Polonaise". Jej prawdziwą wielkość przyszło mi jednak docenić nieco później - wieczorem, gdy wracałem. I "oni" też wracali... W dużej liczbie konwojowanych oddzielnie autokarów. Co rusz mijałem kolejne. W ciemnościach niebieskie błyski i głosy syren z przodu, tyłu i boków robiły większe wrażenie, niż sceneria filmu o King-Kongu. Wszystkie zjazdy blokowały radiowozy "pod parą". Na większości stacji benzynowych pełne zaciemnienie, jak podczas nalotów na Londyn. Prawie na każdej po 2-3 wozy policyjne z zapalonymi "kogutami". Narastająca groza. Napięcie jak tuż przed wybuchem kolejnego powstania.
Wreszcie udało mi się za Piotrkowem wypatrzeć czynną stację z upragnioną kawą. Minąłem tylko policjantów w gotowości bojowej i mogłem spokojnie raczyć się ulubionym napojem, gdy pojawili się "oni" w sile jednego autokaru z pełną obstawą. Zadrżałem, ale nie rzucili się na mnie. Ani na nikogo. I nie wyglądało, żeby mieli ochotę. Nie wyglądali też jak kibole z telewizyjnych relacji. Szybko przeanalizowałem w myślach i wyszło mi, że około setki policyjnych pojazdów i kilkuset policjantów zapewne chroniło mnie tego dnia przed "nimi". Zatem w normalny ligowy weekend muszą te liczby iść w tysiące. No to już wiem, kiedy należy rozpoczynać rewolucje! - olśniło mnie nagle. Ale potem zacząłem zastanawiać się nad sensem całej tej regularnie odgrywanej kiepskiej operetki. I w tej kwestii do dziś mnie nie olśniło. Chyba za głupi jestem na tak skomplikowane dylematy naszej pełnej trudnych wyzwań rzeczywistości.
Jurek Ciurlok "Ecik"
Z TASZY LISTONOSZA
Sport niejedno ma imię...
Zorganizowano zawody we wbijaniu gwoździa w deskę za pomocą głowy. Do rywalizacji stanęło trzech zawodników: strongman, bokser i kibol. Pierwszy wystartował strongman. Uderzył czołem raz, drugi i trzeci i gwóźdź został wbity. Drugi był bokser. Po chwili i on ukończył konkurencję pomyślnie, więc wszedł ostatni z zawodników, czyli kibol. I on także wbił gwóźdź. Po krótkiej naradzie sędziowie ogłosili werdykt:
- Zwycięzcą zawodów we wbijaniu gwoździa głową został bokser. Strongman zajął drugie miejsce. Kibol, choć wbił gwóźdź w najkrótszym czasie, został niestety zdyskwalifikowany
za wbicie go odwrotną stroną.
Ach te przesądy
Rozmowa dwóch kolegów.
- Jak wiesz, bardzo lubię chodzić na Służewiec i grać na wyścigach konnych. Wyobraź sobie, którejś nocy śniło mi się, że śpię w hotelu w pokoju numer 5, mającym 5 ścian, w którym było 5 okien i 5 foteli. Obudziłem się. Była 5.00 rano. Spojrzałem w kalendarz: był 5 maja. Pojechałem na wyścigi taksówką numer 5 i postawiłem 5 tysięcy na konia numer 5, biegnącego w piątej gonitwie!
- Fenomenalne! Nieprawdopodobny zbieg okoliczności! Oczywiście koń wygrał?
- Ależ skąd! Był piąty...
Ojcowski przykład
Ojciec strofuje syna: - Wziąłbyś się za jakąś robotę, a nie tylko bąki zbijał! Ja w twoim wieku całymi nocami rozładowywałem wagony...
W tym momencie z kuchni matka dorzuca:
- Taaak! Dopóki cię nie złapali...
Też na sportowo
Szefowie największych banków europejskich zorganizowali mistrzostwa świata we włamywaniu się do sejfu. Zasada była taka: reprezentacja każdego kraju ma minutę na włamanie się do sejfu przy zgaszonym świetle. Po minucie zapala się światło, co jest równoznaczne z przegraną.
Pierwsi wystartowali Grecy. Minęła minuta i nie udało się. Następni byli Włosi - z takim samym efektem. Potem reprezentacje kolejnych krajów, ale nie udało się nikomu. Ani Rumunom, ani Bułgarom, ani Portugalczykom, ani Francuzom, którzy zawsze wiedzą co i jak, ani Anglikom z ogromnym doświadczeniem na różnych polach, ani nawet perfekcyjnym Niemcom.
Wreszcie wystartowała reprezentacja Polski. Po minucie sędzia wcisnął przycisk, ale światło się nie zapaliło. Dało się za to słyszeć głos jednego z reprezentantów:
- Rychu, mamy tyle kasy, to na ch.. ci jeszcze ta żarówka?
ZAGADKA
Z kim polska reprezentacja w piłce nożnej
spotka się po eliminacjach w fazie grupowej
mistrzostw świata?
Z kibicami na Okęciu.
Z NAUKOWEGO PUNKTU WIDZENIA
Zapewne niejeden z was, szanowni czytelnicy, zastanawiał się, w jaki sposób aptekarze rozszyfrowują recepty. Odpowiedź jest prosta: starają się. W szczególnie trudnej sytuacji są młodzi adepci farmacji. Ale od czegóż się ma pryncypała, który odpowiednio przeszkoli, udzielając takiej na przykład instrukcji:
- A z tej butelki nalewamy tylko wtedy, gdy recepta jest całkiem nieczytelna...
BOJTLIK Z FRASZKAMI
W humorystycznym magazynie Mucha zamieszczono niegdyś pięć fraszek poświęconych ludzkim zmysłom. Przedstawiam je w kolejno. Dziś...
Słuch
Lucyna, włoskie trele wyśpiewując rzewnie,
Sądzi, że każde serce poruszyć jest zdolną,
Wtem słyszy, jak pan rządca z dołu woła
gniewnie:
"Hej! Hej! Nierogacizny w domu bić nie wolno".
PRZYSZŁA BABA DO LEKARZA
Nie, to lekarz przyszedł do baby, która już umarła. Więc stoi nad jej grobem i nagle... usłyszał z głębi zduszony głos: - Panie doktorze, ma pan coś na robaki???
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH...
Błędy lekarzy przykrywa ziemia. Błędy kucharzy - majonez...
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.