Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Poniedziałkowy wstrząs w kopalni
"Bielszowice" w Rudzie Śląskiej, gdzie
rannych zostało sześciu górników,
zniszczył ok. 70 m chodnika tysiąc
metrów pod ziemią. O tym, czy i kiedy
możliwe będzie jego przywrócenie do
poprzedniego stanu, zdecydują wkrótce
eksperci.
W środę przedstawiciele kopalni,
nadzoru górniczego i eksperci dokonali
oględzin miejsca wstrząsu. Po wizji
lokalnej ocenili, że wstrząs miał
charakter spągowy, czyli był
zlokalizowany poniżej wyrobiska. Spąg
to w nazewnictwie górniczym spód
chodnika.
"Skutki wstrząsu widoczne są na
odcinku ok. 70 metrów, z czego ok. 20
metrów chodnika zostało zaciśnięte w
90 proc., głównie przez wypiętrzenie
spągu" - powiedział PAP rzecznik
Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w
Katowicach, Krzysztof Król.
Górnicy, którzy odnieśli obrażenia,
znajdowali się na pierwszych 20 metrach
chodnika, w pobliżu ściany
wydobywczej. Tam skutki wstrząsu nie
są tak widoczne. Prawdopodobnie w
chwili, gdy do niego doszło, pracownicy
zostali gwałtownie podrzuceni do góry,
doznając licznych urazów. Uderzyły w
nich też spadające elementy obudowy.
Gdyby górnicy znajdowali się
kilkanaście metrów dalej, skutki
mogłyby być o wiele bardziej
tragiczne.
Zaciśnięcie chodnika oznacza również
zniszczenie jego obudowy, która w wielu
miejscach jest zdeformowana i
niekompletna. Prawidłowa jest natomiast
wentylacja oraz system metanometrii.
Przywrócono również prawidłowe
działanie systemu geofonów -
urządzeń służących do rejestrowania
drgań sejsmicznych i przetwarzania ich
na impulsy elektryczne. Chodzi o
ostrzeganie przed wstrząsami.
Sytuację w wyrobisku mają teraz
ocenić działające przy Wyższym
Urzędzie Górniczym zespoły eksperckie
- do spraw tąpań oraz do spraw
atmosfery. Od ich oceny zależy, czy i
jakimi metodami możliwe będzie
przywrócenie wyrobiska do poprzedniego
stanu. Decyzje muszą zapaść dość
szybko, bo zbyt długa bezczynność
ściany może grozić np. pojawieniem
się tam pożaru endogenicznego, czyli
wywołanego samozagrzaniem węgla.
Wyłączona z ruchu ściana wydobywcza
jest jedną z pięciu w kopalni
"Bielszowice". Daje ok. 1,5 tys. ton
węgla na dobę, przy 10 tys. ton
dobowego wydobycia całej kopalni.
Rzecznik kopalni, Zbigniew Madej,
zastrzegł, że dalsze decyzje co do
losów ściany należą do ekspertów i
nadzoru górniczego. Podkreślił, że
priorytetem będzie zachowanie
bezpieczeństwa w tym rejonie.
Zgodnie z założeniami, ściana miała
pracować do lutego przyszłego roku.
Może się jednak okazać, że wydobycie
z niej zostanie zaniechane, gdyby
przywrócenie funkcjonalności chodnika
było zbyt skomplikowane i kosztowne.
Wówczas trzeba będzie zlikwidować
wyrobisko.
Górnicy, ranni w wyniku
poniedziałkowego wstrząsu, nadal są w
szpitalach w Sosnowcu i Katowicach. Stan
dwóch z nich jest poważny, ale
stabilny. Obecnie nie ma zagrożenia dla
życia pacjentów. Mają liczne
złamania rąk i nóg, a jeden z nich
także uraz głowy i obrażenia
wewnętrzne. W ocenie lekarzy, ich stan
nie pogarsza się.
Poniedziałkowy wstrząs w kopalni "Bielszowice" w Rudzie Śląskiej, gdzie rannych zostało sześciu górników, zniszczył ok. 70 m chodnika tysiąc metrów pod ziemią. O tym, czy i kiedy możliwe będzie jego przywrócenie do poprzedniego stanu, zdecydują wkrótce eksperci. W środę przedstawiciele kopalni, nadzoru górniczego i eksperci dokonali oględzin miejsca wstrząsu. Po wizji lokalnej ocenili, że wstrząs miał charakter spągowy, czyli był zlokalizowany poniżej wyrobiska. Spąg to w nazewnictwie górniczym spód chodnika. "Skutki wstrząsu widoczne są na odcinku ok. 70 metrów, z czego ok. 20 metrów chodnika zostało zaciśnięte w 90 proc., głównie przez wypiętrzenie spągu" - powiedział PAP rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, Krzysztof Król. Górnicy, którzy odnieśli obrażenia, znajdowali się na pierwszych 20 metrach chodnika, w pobliżu ściany wydobywczej. Tam skutki wstrząsu nie są tak widoczne. Prawdopodobnie w chwili, gdy do niego doszło, pracownicy zostali gwałtownie podrzuceni do góry, doznając licznych urazów. Uderzyły w nich też spadające elementy obudowy. Gdyby górnicy znajdowali się kilkanaście metrów dalej, skutki mogłyby być o wiele bardziej tragiczne. Zaciśnięcie chodnika oznacza również zniszczenie jego obudowy, która w wielu miejscach jest zdeformowana i niekompletna. Prawidłowa jest natomiast wentylacja oraz system metanometrii. Przywrócono również prawidłowe działanie systemu geofonów - urządzeń służących do rejestrowania drgań sejsmicznych i przetwarzania ich na impulsy elektryczne. Chodzi o ostrzeganie przed wstrząsami. Sytuację w wyrobisku mają teraz ocenić działające przy Wyższym Urzędzie Górniczym zespoły eksperckie - do spraw tąpań oraz do spraw atmosfery. Od ich oceny zależy, czy i jakimi metodami możliwe będzie przywrócenie wyrobiska do poprzedniego stanu. Decyzje muszą zapaść dość szybko, bo zbyt długa bezczynność ściany może grozić np. pojawieniem się tam pożaru endogenicznego, czyli wywołanego samozagrzaniem węgla. Wyłączona z ruchu ściana wydobywcza jest jedną z pięciu w kopalni "Bielszowice". Daje ok. 1,5 tys. ton węgla na dobę, przy 10 tys. ton dobowego wydobycia całej kopalni. Rzecznik kopalni, Zbigniew Madej, zastrzegł, że dalsze decyzje co do losów ściany należą do ekspertów i nadzoru górniczego. Podkreślił, że priorytetem będzie zachowanie bezpieczeństwa w tym rejonie. Zgodnie z założeniami, ściana miała pracować do lutego przyszłego roku. Może się jednak okazać, że wydobycie z niej zostanie zaniechane, gdyby przywrócenie funkcjonalności chodnika było zbyt skomplikowane i kosztowne. Wówczas trzeba będzie zlikwidować wyrobisko. Górnicy, ranni w wyniku poniedziałkowego wstrząsu, nadal są w szpitalach w Sosnowcu i Katowicach. Stan dwóch z nich jest poważny, ale stabilny. Obecnie nie ma zagrożenia dla życia pacjentów. Mają liczne złamania rąk i nóg, a jeden z nich także uraz głowy i obrażenia wewnętrzne. W ocenie lekarzy, ich stan nie pogarsza się.