6 października 2009 00:59
:
:
autor: Baw, wig - nettg.pl
1.1 tys. odsłon
Katowice: Pikieta związkowców z Bumaru
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
PRAWDZIWY POWÓD. Prawda jest taka, iż
w momencie wstępowania do UE, państwo
polskie wyzbyło się możliwości
rozdziału wypracowanych środków tam
gdzie są one ewidentnie potrzebne na
rzecz podejmowanych
decyzji przez brukselską biurokrację
(która jest wypadkową interesów
najbogatszych
państw, przede wszystkim Niemiec).
Dlatego wpłacone przez nas do UE
środki przeznaczane są np. na różne
najczęściej zideologizowane programy
ekologiczne, edukacyjne, szkoleniowe,
propagandowe i psudogospodarcze, itd.,
itp., o b. wątpliwej dla nas
przydatności (o ile nie są wręcz
szkodliwe), a brakuje tych środków np.
na służbę zdrowia, edukację i
ratowanie istotnych dla Polski sektorów
gospodarki. Albo trzeba bez sensu
sprzedawać, prywatyzować albo
niszczyć resztki strategicznie ważnych
dla Polski części gospodarki. CZY TAK
POSTĘPUJE np. RZĄD NIEMIECKI? Polska
jako kraj na dorobku wymaga b. dużych
inwestycji w infrastrukturę
techniczną, gospodarczą i społeczną
(szkoły, szpitale, instytucje kultury).
Na dzień dzisiejszy, podjęte przez
rząd działania są tylko chwilowym
przedłużaniem nieuchronnej agonii.
Należy przede wszystkim jednoznacznie i
natychmiast wstać z kolan i walczyć
SKUTECZNIE o swoje, jak to czynią inne
państwa. A to znaczy docenić wreszcie
to, co Polskie w wymiarze tak
ekonomicznym, geopolitycznym, jak i
kulturowym (b. ważne) i nie zgadzać
się bezkrytycznie z wszystkimi
wytycznymi UE i jej naciskami (np.
sprawa stoczni, traktatu lizbońskiego,
przyjęcia euro, ale też zweryfikować
redystrybucję wniesionych przez nas
środków do UE pod względem efektywnej
dla nas przydatności np. z pominięciem
propagandowej albo politycznie poprawnej
retoryki, itd., itp.) nawet pod groźbą
renegocjacji warunków aneksji i
chwilowego pogorszenia stosunków z
unijną biurokracją albo jej
wpływowymi ideologami. TO JEST JEDYNA
DROGA. Inaczej w niedługim czasie
ostatni zgasi światło. Teraz mamy
niepowtarzalną sposobność
doświadczania katastrofy neoliberalnych
dogmatów na własnej skórze i im
wcześniej się z tego otrząśniemy tym
skutki będą mniej tragiczne. Oto cena,
jaką przyszło nam zapłacić. Polska
na granicy kulturowego i gospodarczego
niebytu (bliska czasom rozbiorów),
niszczenie albo wyprzedaż resztek
strategicznie ważnych dla Polski
segmentów gospodarki, upadająca
służba zdrowia, systemu
emerytalno-rentowego i szkolnictwa,
wzrost bezrobocia i zubożenia (na
granicy wegetacji b. dużej części
społeczeństwa), rosnące wewnętrzne i
zewnętrzne zadłużenie (a przy tym
złodziejstwo, korupcja, niszczenie
tradycji narodowej), skrajnie kosztowny
i niszczący gospodarkę kryzys
narzuconych Polsce neoliberalnych
dogmatów gospodarczych, wymuszone
karykaturalne decyzje obecnego rządu
albo ich zupełny brak, itd., itd….
Może się okazać, że wreszcie tzw.
„rozwiązanie kwestii polskiej” ze
strony naszych wschodnich i zachodnich
sąsiadów dokona się bez jednego
wystrzału. To cena zabójcza. To
zdrada.
PRAWDZIWY POWÓD. Prawda jest taka, iż w momencie wstępowania do UE, państwo polskie wyzbyło się możliwości rozdziału wypracowanych środków tam gdzie są one ewidentnie potrzebne na rzecz podejmowanych decyzji przez brukselską biurokrację (która jest wypadkową interesów najbogatszych państw, przede wszystkim Niemiec). Dlatego wpłacone przez nas do UE środki przeznaczane są np. na różne najczęściej zideologizowane programy ekologiczne, edukacyjne, szkoleniowe, propagandowe i psudogospodarcze, itd., itp., o b. wątpliwej dla nas przydatności (o ile nie są wręcz szkodliwe), a brakuje tych środków np. na służbę zdrowia, edukację i ratowanie istotnych dla Polski sektorów gospodarki. Albo trzeba bez sensu sprzedawać, prywatyzować albo niszczyć resztki strategicznie ważnych dla Polski części gospodarki. CZY TAK POSTĘPUJE np. RZĄD NIEMIECKI? Polska jako kraj na dorobku wymaga b. dużych inwestycji w infrastrukturę techniczną, gospodarczą i społeczną (szkoły, szpitale, instytucje kultury). Na dzień dzisiejszy, podjęte przez rząd działania są tylko chwilowym przedłużaniem nieuchronnej agonii. Należy przede wszystkim jednoznacznie i natychmiast wstać z kolan i walczyć SKUTECZNIE o swoje, jak to czynią inne państwa. A to znaczy docenić wreszcie to, co Polskie w wymiarze tak ekonomicznym, geopolitycznym, jak i kulturowym (b. ważne) i nie zgadzać się bezkrytycznie z wszystkimi wytycznymi UE i jej naciskami (np. sprawa stoczni, traktatu lizbońskiego, przyjęcia euro, ale też zweryfikować redystrybucję wniesionych przez nas środków do UE pod względem efektywnej dla nas przydatności np. z pominięciem propagandowej albo politycznie poprawnej retoryki, itd., itp.) nawet pod groźbą renegocjacji warunków aneksji i chwilowego pogorszenia stosunków z unijną biurokracją albo jej wpływowymi ideologami. TO JEST JEDYNA DROGA. Inaczej w niedługim czasie ostatni zgasi światło. Teraz mamy niepowtarzalną sposobność doświadczania katastrofy neoliberalnych dogmatów na własnej skórze i im wcześniej się z tego otrząśniemy tym skutki będą mniej tragiczne. Oto cena, jaką przyszło nam zapłacić. Polska na granicy kulturowego i gospodarczego niebytu (bliska czasom rozbiorów), niszczenie albo wyprzedaż resztek strategicznie ważnych dla Polski segmentów gospodarki, upadająca służba zdrowia, systemu emerytalno-rentowego i szkolnictwa, wzrost bezrobocia i zubożenia (na granicy wegetacji b. dużej części społeczeństwa), rosnące wewnętrzne i zewnętrzne zadłużenie (a przy tym złodziejstwo, korupcja, niszczenie tradycji narodowej), skrajnie kosztowny i niszczący gospodarkę kryzys narzuconych Polsce neoliberalnych dogmatów gospodarczych, wymuszone karykaturalne decyzje obecnego rządu albo ich zupełny brak, itd., itd…. Może się okazać, że wreszcie tzw. „rozwiązanie kwestii polskiej” ze strony naszych wschodnich i zachodnich sąsiadów dokona się bez jednego wystrzału. To cena zabójcza. To zdrada.