Jakże często ryk lwa okazuje się być rykiem osła, zaś balon nadmuchiwany po to, by zrobił wielkie buuuum!!!, robi małe psss... Jakże często polityk pozujący na herosa, bojownika, mędrca i wyrocznię, zmienia się w małego chłopca po jednym celnym pytaniu; np. czy zna języki obce, a skoro nie, to w jaki sposób dogaduje się z europosłami w Brukseli? To ostatnie to na inną okazję sobie zostawię, a dziś o nadymaniu i ryczeniu.
Nie ma miesiąca, żebyśmy czegoś takiego w większej, czy mniejszej skali nie doświadczali. Ale ostatnio kilka - jak się to mówi - spektakularnych przypadków się zdarzyło. Najgłośniej było o Kolejach Śląskich. Było głośno przed, w trakcie i po uruchomieniu. Przed, bo marszałek - ten co był - strasznie się nadymał, no i potem jak każdy przekłuty balon odleciał gwałtownie, daleko i w sposób nie całkiem kontrolowany. Ale uciechy nam sprawił, co nie miara. Można było przez kilka dni zakłady bukmacherskie robić, które pociągi pojadą, o której pojadą i czy dojadą. Właściwie to u nas takie zakłady dotyczące kolei można robić od dawna i ciągle i bez względu na to, jak się dziś, która kolej nazywa. I się dziwię, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł hazardowania się na tym polu. Australijczycy, słynący z zamiłowania do hazardu, pewnie by takiej gratki nie przepuścili.
Do łez rozbawiła mnie informacja o fachowcu, który zawiadował wszystkimi pociągami Śląskich Kolei i wszystkie je wpuścił na niewłaściwe tory, po czym zwiał. No cóż, jeśli szefował temu wszystkiemu prezes, który z zawodu jest prezesem - nieważne czy kolei, czy komitetu kolejkowego - to efekty też jak z filmu Jerzego Barei. Teraz sytuacja - jak się to mówi - jest opanowana, a trzeba było wcześniej mniej mówić, a bardziej opanowywać. Teraz możnaby się chwalić, że się poskromiło bezczelność i indolencję Przewozów Regionalnych.
Ale, jako że nie ma tego złego... No to popatrzcie Państwo Drodzy, jak ładnie pod pociągami schował się samolot i to samolot ze snu. Rany!!! Ileż to było cmoków, ochów i achów nad tym cudem zza oceanu. Zupełnie jak niegdyś nad innym latającym cudem takoż stamtąd. Tyle, że tamten, jak to samolot bojowy, miał służyć do ewentualnego zmniejszania liczby potencjalnych pasażerów, a ten, jak to pasażerski, do przewożenia jak największej ich liczby. Tamten nie bardzo nadawał się do swojej roli, bo czegoś mu brakowało, i ten takoż. Przypomina się skecz kabaretu Tey sprzed lat: "Traktor nie pojedzie, bo nie ma jednego koła. Mów, że ma trzy koła. Ale to na to samo wychodzi. No tak, ale jak brzmi...".
Tak mi się teraz pomyślało, że z dużymi braćmi to jest tak: czasem pomogą, ale częściej spuszczą wpie...ol. Nie wiem skąd i dlaczego ta refleksja... Wracając do samolotu, to może nie trzeba było cmokać i achać, tylko powiedzieć, że wszystko jest eksperymentem, który kiedyś się opłaci, to nie trzeba by się było "kryć pod pociągami".
Natomiast zupełnie kuriozalna, choć z tej samej beczki i tego samego czasu jest sprawa lotniska w Modlinie. Też przechwałki i zadęcie, i też kompletna klapa a'la polonaise. Tylko tu wietrzyłbym ingerencję siły wyższej, czyli przyrody. Bo czyż nie mówili ekolodzy, żeby tam lotniska nie robić i przyrodzie życia nie zatruwać? Mówili! No to było słuchać, a nie ryczeć i nadymać się!
Jurek Ciurlok "Ecik"
LIMERYK
Bogobojna pani z Wdzydz
Miała bardzo piękny cyc,
Wielu miało więc ochotę,
By jej nadwyrężyć cnotę,
Ale nie wskórali nic...
Z TASZY LISTONOSZA
Niespodziewane skutki
Kolega z klasy powiedział Jasiowi, że wymyślił dobry sposób na szantażowanie dorosłych:
- Mówisz tylko "Znam całą prawdę" i każdy dorosły głupieje, bo na pewno ma jakąś tajemnicę, której nie chciałby ujawnić...
Podekscytowany Jasio postanowił wypróbować świeżo zdobytą wiedzę w domu. Podchodzi do mamy i mówi:
- Znam całą prawdę.
Dostał 50 złotych z przykazaniem, żeby nic nie mówił ojcu. Zachwycony biegnie szybko do ojca i mówi:
- Znam całą prawdę.
No i dostał 100 złotych z zastrzeżeniem, żeby nic nie mówił matce. Rozochocony Jaś postanowił więc wypróbować nową metodę również na kimś spoza rodziny. Nadarzyła się okazja, kiedy listonosz przyniósł pocztę.
- Znam całą prawdę - powiedział z szelmowskim uśmiechem Jasio.
Listonosz pobladł, rzucił listy na ziemię, rozłożył ramiona i wzruszonym głosem wyszeptał:
- W takim razie uściskaj tatusia...
Cud techniki
W barze siedział pewien mężczyzna i ciągle spoglądał na zegarek. Obok siedziała bardzo atrakcyjna młoda dziewczyna. W pewnym momencie dziewczyna nawiązała konwersację:
- Przepraszam, czy Pan się spieszy, czy na kogoś czeka? Tak Pan stale patrzy na zegarek....
- To bardzo nowoczesny zegarek i ma ciekawe funkcje.
- Co takiego potrafi?
- Teraz na przykład mówił do mnie telepatycznie.
- A co takiego mówił?
- Że nie ma Pani na sobie majtek.
- To nieprawda! Mam majtki!
- Oj, głupi zegarek! Chyba musi się spieszyć o godzinę.
O tempora! O mores!
Podczas kolędy ksiądz wręczył chłopczykowi obrazek z wizerunkiem świętego. Mały przyjrzał się mu i zapytał:
- Masz więcej?
Ksiądz dał mu jeszcze cztery obrazki. Chłopiec znowu przeglądnął je, po czym zapytał.
- A masz też z dinozaurami???
Małżeńska wspólnota
Do baru wchodzi małżeństwo staruszków (ok. 90 lat). Babcia siada przy stoliku, a dziadek idzie zamówić zestaw (napój, hamburger i frytki). Dziadek siada przy stoliku, bierze dwa kubeczki i nalewa do nich równiutko po połowie napoju, następnie bierze frytki i robi dwie równiutkie porcje, następnie wyjmuje nożyk i kroi równiutko hamburgera na pół. Całą tą sytuację obserwuje ze współczuciem pewien młody człowiek. Wreszcie żal mu się ich zrobiło, więc podchodzi i mówi:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale może kupić państwu drugi taki zestaw?
Babcia z uśmiechem:
- Bardzo pan uprzejmy, ale dziękujemy. Jesteśmy małżeństwem od 70 lat i my się tak wszystkim po równo dzielimy.
Młodzieniec odchodzi, ale zauważa, że babcia siedzi cichuteńko i nie je, a dziadek się zajada. Podchodzi, więc znowu i pyta:
- Przepraszam, ale dlaczego pani nie je?
- Bo czekam na zęby...
Ach, życie!
Przyszła baba do apteki i poprosiła o arszenik.
- Po co pani arszenik? - zapytał zbulwersowany aptekarz.
- Chcę otruć mojego męża, który mnie zdradza - odparła bez mrugnięcia powieką.
- Nie mogę pani sprzedać arszeniku!
Na to baba wyciągnęła zdjęcie, na którym jej mąż uprawia seks z żoną aptekarza.
- Oooo! - wykrzyknął aptekarz.
- Trzeba było od razu pokazać receptę!!!
PRZYSZŁA BABA DO LEKARZA...
z piaskiem w zębach, a lekarz pyta:
- Co pani jest?
- Glebogryzarka...
BOJTLIK Z FRASZKAMI
Z twórczości naszego czytelnika Pana Marka Judyckiego.
Rzecznicy
Wciskają nam na siłę
Polityczne kity
Na liczne nieszczelności
Rządzącej elity...
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH
Cnota jest jak zapałka - do jednorazowego użytku.
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
