Nowoczesność językowa niejedno ma imię. Najczęściej jest to imię wyjęte albo ze słownika angielskiego, albo ze słownika wulgaryzmów. To znaczy, niegdysiejszych wulgaryzmów, bo dziś...
Słyszałem niedawno pewnego profesora, który ubolewał nad faktem spowszednienia, a co za tym idzie odwulgaryzowania wulgaryzmów. Kiedyś, gdy człowiek się zdenerwował, to zaklął szpetnie i już - odreagowanie lepsze niż po melisie. A dziś? Chyba trzeba by od razu ręcznie przemówić, no bo jakiego słowa można użyć, gdy one wszystkie utraciły swą moc. Kiedyś, bardzo dawno temu siarczystym przekleństwem było np. "psia krew" albo "jasna cholera". Potem te zawołania spowszedniały, zaś zastąpiły je określenia anatomiczno-prokreacyjne, wsparte sławetną "krzywą" po łacinie. Lecz teraz, gdy funkcjonują one zamiast znaków przestankowych oraz okrzyków wyrażających niezwykły zachwyt lub zdziwienie, to jak tu sobie człowieku zakląć? Jakie słowa mogłyby zastąpić dotychczasowe nieprzyzwoitości? Otóż mam kilka propozycji. Kiedyś już o nich napomykałem, a dziś temat rozwinę.
Po pierwsze, to "restrukturyzacja". Wyobraźcie sobie Państwo, potknęliście się na ulicy lub w rachubach na zysk, więc głośno sobie zaklniecie: "osz, restrukturyzacja!". Albo: "ja to restrukturyzuję!".
Drugie słowo o podobnej temperaturze emocjonalnej to "transformacja (twoja mać)!". Jedziemy samochodem, a przy drodze w lesie kto? "transformacje" o śniadej cerze...
Jeśli chcielibyśmy kogoś pogonić, to można by tak: "a paszoł ty polityku!". Można też: "a w politykę to sobie wsadź!", "a to polityka jedna!" - to o kimś lub o czymś rodzaju żeńskiego, bardzo wulgarnie.
Co do rodzaju męskiego, to tu możliwości są przeogromne: "ty ministrze jeden!", "ty pośle złamany!", "widziałeś, co za senator?!". I tu by można wzmocnić dodatkowo słowem "zreformowany". Czyli byłoby: "co za senator zreformowany!".
To ostatnie słowo jest niezwykle ważne i kto wie, czy nie posiada największego potencjału przeklęciowego. Szczególnie, gdy patrzę na wszystkie poczynania z ostatniego 20-lecia na polach: edukacji, komunikacji, administracji, militaryzacji, kryminalizacji, lecznictwa, drogownictwa, kolejnictwa, górnictwa, hutnictwa, bankowości, praktycznych ideologicznych wolności i nadrzędnych wartości, społecznej świadomości, obywatelskiej równości i ogólnonarodowej solidarności, ministrów fachowości i polityków bezinteresowności oraz ich zaangażowania, podatków pobierania, emerytur wypłacania, obywateli nieoszukiwania... Ufff!!!
Kiedyś w PRL Wojciech Młynarski zapytywał w refrenie: "Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie, co by tu jeszcze?". Dziś po takim pytaniu zapadłaby cisza, bo chyba już wszystko, co było do spieprzenia, to już "zreformowano". No i jest potencjał w tym słowie? Jest! Wszystko można "zreformować" albo "całkiem zreformować" lub "zreformować do reszty". "Aleś to zreformował"! - powie oburzony majster nieudolnemu podwładnemu. "Zreformowało się" - powie właściciel niesprawnego auta lub innego urządzenia. "Ale bym poreformował sobie" - rzeknie źle wychowany osobnik płci męskiej na widok atrakcyjnej osobniczki płci przeciwnej.
"To be continued" - jak mawiają osobnicy, którym obce jest zacofanie językowe...
Jurek Ciurlok "Ecik"
UCZCIWOŚĆ ZAWSZE POPŁACA
Pewnego dnia pewien drwal ścinał drzewo nad rzeką. W pewnej chwili siekiera wypadła mu z rąk i wpadła do rzeki. Niezdarny, acz poczciwy drwal jął rozpaczać tak gorzko, że poruszony Bóg mu się ukazał i jak na wszechwiedzącego przystało, zapytał, dlaczego tak rozpacza. Drwalowi uwięzły w gardle gminne słowa, które już miał wypowiedzieć, i wyjaśnił, że siekiera wpadła mu do rzeki.
Ku jego niebywałemu zdziwieniu, Bóg dał nura i wypłynął ze złotą siekierą w ręku.
- Czy to twoja siekiera? - zapytał Bóg głębokim głosem.
Drwal odpowiedział, że nie, więc w tej samej chwili Bóg znów dał nura i wynurzył się tym razem ze srebrną siekierą.
- Czy to ta? - zapytał znowu.
- To również nie jest moja siekiera - szczerze odpowiedział drwal.
Wtedy Bóg znowu dał nura i tym razem wypłynął z żelazną siekierą drwala.
- To moja siekiera! - zakrzyknął drwal radośnie.
Bóg poruszony uczciwością tego człowieka dał mu wszystkie trzy siekiery i drwal wrócił szczęśliwy do domu. Kilka dni później drwal przechadzał się nad rzeką ze swoją małżonką, gdy ta nagle potknęła się i zniknęła w mętnej toni. Drwal wpadł w czarną rozpacz i Bóg znowu mu się ukazał i zapytał, za czym tym razem rozpacza.
- Moja żona wpadła do wody i zniknęła - wyjaśnił drwal załamującym się głosem.
Bóg i tym razem dał nura i wypłynął z Moniką Bellucci w ramionach.
- Czy to twoja żona? - zapytał.
- Tak! - zawołał drwal. Wtem Bóg, rozeźlony jego kłamstwem, zawołał gromkim głosem: - Powinienem cię przekląć! Jak możesz tak łgać!?
- O Boże, wybacz mi! - załkał drwal. - Jakże to ja miałem odpowiedzieć? Gdybym powiedział, że to nie moja żona, to następnym razem wypłynąłbyś pewnie z Claudią Schiffer. I gdybym znów powiedział, że to nie ona, to ukazałbyś się Boże z moją prawowitą żoną, a potem dałbyś mi je wszystkie. A ja jestem tylko biednym drwalem i nie stać mnie na trzy żony...
Morał: Jeśli mężczyźni kłamią, to tylko w ostateczności i z całkowicie uczciwych oraz zrozumiałych pobudek.
DZIADKA WŁADKA ANAGRAMOWA WKŁADKA
Kiedy kończyłem anagramować NALEWKĘ wziąłem się za klasykę, ale że nalewki było za dużo, to nie pamiętam, czy przełónaczyłem HOMERA na MOHERA, czy odwrotnie - MOHERA na HOMERA. Dodałem do tego nibyfraszkę, związaną z anagramem:
Dzisiaj temu wiara, co stawia, cholera,
Homara nad Mohera, Hemara i Homera.
Podpisałem to skojarzynką Mo/her, czyli Frau z mycą, bo nie wypadało mi anagramem Markotny Romantyk, który nie jest moim pomysłem.
Pozdrawiam, Władek
Dziękuję w imieniu służby i też pozdrawiam. A "moher" to także kobieta posiadająca mężczyznę, choć niepełnego, bo z jednym "r". Ale przecież nie każdy rodzi się Chuckiem Norrisem przez dwa "r", nieprawdaż?
SZCZYRO PROWDA
Zgodnie z nową ustawą, lekarz musi współpracować, i to ściśle, z aptekarzem, bo jak wynika z treści poniżej, nie ma po prostu innego wyjścia.
Przychodzi facet do lekarza i w dość niejasny sposób mówi o swoich dolegliwościach. Lekarz pomimo starań i wnikliwych pytań nie jest w stanie postawić diagnozy, więc wypisuje pacjentowi receptę i wskazuje aptekę, w której może receptę zrealizować.
Pacjent czyta na recepcie: CCNWCMKJADMJSINS.
Z niedowierzaniem, ale zgodnie z poleceniem lekarza idzie zrealizować receptę we wskazanej aptece.
Aptekarz rzuca okiem na receptę, odwraca się i podaje pacjentowi największy flakon jakiegoś syropu. Pacjent nie wytrzymuje i pyta:
- Skąd pan wie, co tu jest napisane?
- Pracuję już 20 lat i znam wszystkie lekarstwa, pan się nie martwi, to jest na pewno właściwe lekarstwo.
Pacjent upiera się, że nazwa syropu wcale nie przypomina napisu na recepcie. Farmaceuta tłumaczy, że zna tego lekarza i wie, co tam jest napisane, bo lekarz, aby było krócej, napisał skrótem.
Pacjent, wyraźnie poirytowany, żąda, aby farmaceuta rozszyfrował napis. Farmaceuta, nie widząc innej rady, odczytuje pacjentowi receptę:
- "Cześć Czesiu. Nie wiem, co mu, kur..., jest, ale daj mu jakiś syrop i niech spie...".
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH
Kiedy mężczyzna mówi kobiecie świństewka, to jest molestowanie. Kiedy kobieta mówi świństewka mężczyźnie, to jest 4,22 + VAT.
Pyrsk!!!
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
witom serdecznie......