Wołodymyr Ż., Ukrainiec podejrzany o wysadzenie dwóch nitek gazociągu Nord Stream 2, czekał w areszcie na decyzję sądu w sprawie ewentualnej ekstradycji do Niemiec. Teraz wyjdzie na wolność. Sąd Okręgowy w Warszawie nie zgodził się na wydanie go Niemcom. Oznacza to brak możliwości realizacji Europejskiego Nakazu Aresztowania. ENA za ściganym Ukraińcem wydał niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości. Tamtejsi śledczy podejrzewają mężczyznę o udział w wysadzeniu gazociągu Nord Stream.
Ż. wraz z Serhijem K., dowódcą grupy, miał zdaniem niemieckich i włoskich śledczych we wrześniu 2022 roku zejść z trzema innymi nurkami (cywile skupieni wokół firmy szkoleniowej z Kijowa) pod wody Bałtyku w rejonie Bornholmu i podłożyć ładunki wybuchowe pod nitki rurociągu Nord Stream 2. Ich ślady policjanci znaleźli na jachcie Andromeda, wynajętym w marinie w Hohe Dune w Rostocku.
Jak donosi „Gazeta Prawna”, która dotarła do akt prokuratury we Włoszech, użyto dwóch rodzajów materiałów wybuchowych – miał to być oktogen (HMX) i heksogen (RDX). Najcięższy ładunek ważył niemal 30 kg. Wszystkie zostały odpalone zdalnie. O akcji rzekomo miały wiedzieć najwyższe władze Ukrainy.
Jak podawała „Rzeczpospolita”, podejrzanego polska policja próbowała aresztować po raz pierwszy 6 lipca. Miał zostać wówczas ostrzeżony i wywieziony autem na numerach dyplomatycznych przez przejście w Korczowej na Ukrainę. We wrześniu podjęto drugą próbę, ale w mieszkaniu nie było podejrzanego. ABW w asyście niemieckiego oficera łącznikowego przejęła wtedy nośniki danych z domu Ukraińca. Trzecie podejście okazało się skuteczne. Ż. trafił do aresztu. Zarówno jemu, jak i K. w Niemczech grozi do 15 lat więzienia.
Ale po kolei. 26 września 2022 r. stacje pomiarowe w Szwecji i Danii odnotowały podwodne eksplozje w pobliżu gazociągów Nord Stream. Pierwszy wybuch miał miejsce o godzinie 2.03, a drugi o 19.04. Obserwacje Morza Bałtyckiego z powietrza potwierdziły wycieki gazu z tych nitek.
W pierwszych dniach po eksplozjach wielu ekspertów uważało, że bałtyckie gazociągi mogła wysadzić Rosja. Wskazywali na możliwości techniczne prowadzenia takich dywersji i na ewentualne motywy. Jednak żaden z polityków Zachodu nie oskarżył oficjalnie Rosji o wysadzenie Nord Stream. Tymczasem Moskwa natychmiast przystąpiła do propagandowego ataku, jeszcze gdy trwający wyciek gazu uniemożliwiał sprawdzenie, co się stało z gazociągami.
Budowę gazociągu rozpoczęto w 2011 r., w celu powiększenia linii Nord Stream i podwojenia rocznej przepustowości do 110 mld m sześc. Został ukończony we wrześniu 2021 roku, jednak nie został otworzony ze względów politycznych. Za planowanie, budowę i eksploatację gazociągu odpowiedzialna była spółka prawa szwajcarskiego Nord Stream 2 AG, której jedynym akcjonariuszem była rosyjska państwowa spółka akcyjna Gazprom.
Planowanie i budowa gazociągu zostały spowolnione, a ostatecznie zatrzymane w kontekście politycznych sporów z powodu obaw, że Rosja wykorzysta go dla przewagi geopolitycznej nad Europą Zachodnią i Ukrainą.
Projekt był krytykowany m.in. przez Stany Zjednoczone i kraje Europy Wschodniej, ale popierany przez państwa Europy Zachodniej, które miały być głównym odbiorcą gazu z tego rurociągu. Nie docierało do nich, że w ten sposób uzależnia się region od gazu z Rosji. Opamiętanie przyszło po ataku wojsk Putina na Ukrainę. Wcześniej krytyczny głos Polski w tej sprawie był odosobniony.
Premier Donald Tusk tydzień temu w mediach społecznościowych tak skomentował sprawę Wołodymyra Ż.: „problemem z Nord Stream 2 nie było jego wysadzenie, ale jego budowa”.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.