Modlitwa, dzielenie się jajkiem, a potem wielkie ucztowanie. Tak wygląda początek świąt w górniczych rodzinach. Na wielkanocnym stole pojawiają się mięsa, jaja i słodkości, wśród nich panuje kopa. Z latami potraw przybywa, ale pewne rzeczy się nie zmieniają, bo na Śląsku tradycja to rzecz ważna. Tak jak szukanie prezentów od Hazoka (Zajączka), kulanie jajec z górki czy poniedziałkowe polewanie wodą panien.
W Wielką Sobotę rodzinnie idzie się do kościoła i święci ogień, wodę i potrawy świąteczne. Ten zwyczaj na Śląsku nie jest tak stary, jak mogłoby się wydawać. Upowszechnił się w latach 60/70. XX w. Do koszyczka wkłada się chleb, wędlinę i jajka, ale nie tylko. Chleb to symbol Chrystusa, jajka – narodzenia, chrzan – męki Chrystusa, szynka, kiełbasy i masło – symbole dobrobytu. Koszyczek obowiązkowo przykrywa się białą serwetką i ozdabia mirtem.
Tradycją jest barwienie jajek. Na kolor czarny w wywarze z kory dębu, brunatny w łupinach orzecha włoskiego, zielony w wywarze z młodego żyta, trawy, pokrzyw, a żółtawy w wywarze z liści brzozy, łupinach cebuli. Kolor różowy uzyskiwano z soku z buraka, a niebieski z nasion malwy.
W niedzielę nie wolno było rozpalać „wielkiego ognia”. Należało ograniczyć do minimum wszelkie prace domowe. Dopiero po I wojnie światowej na wielkanocnym stole pojawił się żur podawany z jajkiem. Tam, gdzie bieda zaglądała do okien, wędliny zastępowano jajecznicą. Obowiązkowy był szałot, czyli śląska wersja sałatki warzywnej. Z ciast pojawiała się plecionka albo kołocz z posypką. Mile widziana była też kopa, czyli deser w kształcie półkuli pokrytej bitą śmietaną z dekoracją z ananasa, posypana wiórkami gorzkiej czekolady.
Z napojów podawano bonkafyj (kawę prawdziwą), tyj (herbatę), wino domowej roboty i piwo. W ubogich rodzinach pito kawę zbożową i swojski tyj – herbatę ziołową sporządzoną z kilku gatunków ziół. Na stołach bogaczy, przedsiębiorców pojawiały się pieczone i wędzone szynki, kiełbasy, mięsa, w tym dziczyzna. Obowiązkowe było pieczone prosię i barwione szafranem baby drożdżowe z migdałami, owocami w cukrze i bakaliami.
Portal slaskiesmaki.pl przypomina, że potrawą przygotowywaną w czasie Wielkiejnocy na Górnym Śląsku były szczodry (w Beskidach zwane szołdrami), czyli małe chlebki, w które zawijano kawałki szynki lub kiełbasy.
– Były one, poza kroszonkami, darem od dziewcząt dla chłopców, którzy przychodzili po dyngusie. Śląskie gospodynie najchętniej na świąteczny obiad przygotowywały, poza roladami, pieczenią huzarską czy schabem po sztygarsku, pieczonego królika, którego hodowla na Śląsku była swego czasu bardzo popularna – czytamy.
Portal slaskie.travel.pl opisuje śląski obiad świąteczny: – Ulubionymi daniami wielu górnośląskich rodzin są nadal tzw. polskie kluski z sosem oraz rosół z makaronem (nudlami). W Cieszyńskiem świąteczny obiad był bardzo wystawny. Podawano do stołu pieczone jagnię lub koźlę. Nie wszędzie jednak spożywano w Wielkanoc obiad i nie ma się co dziwić, gdyż po obfitym śniadaniu nie ma się najzwyczajniej w świecie ochoty na kolejny suty posiłek.
Niedziela Wielkanocna to dzień tradycyjnie spędzany we własnym, rodzinnym gronie. Dopiero w drugi dzień świąt chodzi się w odwiedziny lub przyjmuje gości. Poniedziałek to także śmigus-dyngus, co oznacza jednak nie tylko polewanie wodą. Organizowano także zabawy, w tym kulanie jajec z górki do dołka. Polanie wodą przez mężczyzn dla każdej panny jest kwestią honoru, a stawką zamążpójście.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.