Dwumetrowa miniaturka wieży Eiffla prezentuje się fantastycznie z wszystkimi swoimi szczegółami. Podobnie zresztą jak sięgająca jej czubka miniaturka gliwickiej Radiostacji. Każda ma ponad dwa metry. W rzeczywistości ta pierwsza jest prawie trzy razy wyższa. Ale czy to istotne? Obie robią wrażenie, ponieważ wykonane zostały z zapałek! Niejedyne to dzieła Janusza Urbańskiego z Rudy Śląskiej. Razem próbowaliśmy zliczyć, ile zapałek zużył, realizując przez ponad 50 lat tę niezwykłą pasję. Wyszło ponad trzy miliony.
Mistrz z rozrzewnieniem wspomina początki swych zainteresowań.
– Miałem kilkanaście lat, gdy po raz pierwszy zobaczyłem miniaturkę wiatraka zbudowaną z zapałek. Podobała mi się. Byłem ciekaw, czy ja także mógłbym coś takiego skonstruować. Spróbowałem więc swoich własnych sił i wyszło. Ale jak się to mówi – nie od razu Kraków zbudowano. Zacząłem chodzić na kółko modelarskie i uczyć się tajników tej sztuki. Byłem świadom tego, że wymaga ona cierpliwości, a ja ją miałem, no i tak się zaczęło – opowiada.
Wraz z upływem czasu stawiał czoła coraz bardziej skomplikowanym wyzwaniom. Należała do nich m.in. miniatura kościoła pw. Ducha Świętego na rudzkim Czarnym Lesie, gdzie przed laty zamieszkał w starym familoku i do dziś tam tworzy.
– Zajęło mi to równe trzy miesiące, ale też poświęcałem na pracę każdą wolną chwilę – wspomina.
– Zresztą jak się za coś wziąłem, na czym bardzo mi zależało, to potrafiłem przyjść z pracy o godz. 18, kleić, następnie kładłem się spać, wstawałem o pierwszej lub drugiej w nocy i do godziny piątej ślęczałem nad danym modelem. Potem znowu krótka drzemka i na kopalnię – opowiada.
Modelowanie z zapałek wcale nie należy do łatwych. Najpierw trzeba sobie przygotować materiał budowlany. W jaki sposób?
– Bardzo prosty, choć należy do tego podejść z ostrożnością – przestrzega Janusz Urbański, biorąc do ręki pudełko zapałek. Następnie zapala jedną z zapałek i z powrotem wkłada do pudełka. W jednej sekundzie całe pudełko trawi ogień.
– Teraz muszę zapałki wyczyścić, czyli zdjąć z nich spaloną siarkę, i gotowe. Można brać się za robotę – tłumaczy.
Z ośmiu zapałek tworzy wachlarz, nanosi klej i składa w jeden element. W ten sposób powstają kolejne „cegły” służące do budowy makiety. Układa je techniką murarską. Ściany budynków tworzy, nakładając zapałki na wzór wykonany z kartonu dla nadania trwałości całej konstrukcji, aby przypadkiem się nie rozpadła. Przygotowane elementy schną przez dwie godziny pod ciężarem płaskowników. Zapobiega to odkształcaniu się ich pod wpływem schnącego kleju. Na koniec złożone elementy przeciąga bezbarwnym lakierem.
Do budowy wież, takich właśnie jak wspomniana Radiostacja Gliwicka czy wieża Eiffla, używa innej techniki.
– W tym przypadku żadne podklejanie na tekturze nie wchodzi w grę. Grubsze elementy budowli, podpory lub przęsła są puste w środku. Muszę więc wpierw przygotować specjalne słupki z zapałek wzmacniające konstrukcję, które ją całą utrzymują. Pojedyncze zapałki układam za pomocą pęsety. Tak mi jest wygodniej. Po prostu mam dość grube palce i łatwo mógłbym przypadkowo uszkodzić już postawione elementy. To jest doprawdy zegarmistrzowska robota. Można się czasem wkurzyć, ale ja umiem trzymać nerwy na wodzy – śmieje się hobbysta.
Jednym z pierwszych jego dzieł była wieża szybowa gliwickiej kopalni Sośnica. Nic w tym zresztą dziwnego. Całe lata tam właśnie pracował. Sam – jak przyznaje – brał kiedyś udział w malowaniu jej elementów. Ale wątki górnicze wcale nie dominują w jego twórczości.
– Wolę brać na warsztat mosty – opowiada, prezentując swoje kolejne dzieła.
Most Jugosłowiański mierzy dwa metry i trzydzieści centymetrów. Do jego zbudowania potrzebował siedemdziesięciu pięciu tysięcy zapałek. Golden Gate z San Francisco pochłonął osiemdziesiąt tysięcy. Wrocławski most Grunwaldzki też robi wrażenie. Na jego makietę poszło jak nic siedemdziesiąt tysięcy zapałek. Układane z pietyzmem, jedna przy drugiej, ukazują mozół pracy włożony w każdy, najdrobniejszy nawet element konstrukcji.
– Dla mnie istotne są dość wyraziste fotografie obiektów z różnych perspektyw, abym mógł oddać w miarę dokładnie wszystkie ich szczegóły. Zależy mi na dokładności, taki jestem – przekonuje, wyjaśniając tajniki poszczególnych konstrukcji.
– Ten Grunwaldzki nie jest jakimś wyjątkowym w mojej kolekcji, ale związane są z nim liczne legendy. Jedna opowiada o samobójczej śmierci jego konstruktora, który tuż przed jego otwarciem miał porównać swoje obliczenia wykonywane odręcznie, z wynikiem ukazanym na nowoczesnej maszynie do liczenia. Ponieważ nic się nie zgadzało, odebrał sobie życie na dzień przed uroczystym otwarciem. Nic takiego się jednak nie stało – przytacza Urbański.
Nad modelem okrętu „Stefania”, który ochrzcił imieniem matki, pracował prawie rok. Ma dwa i pół metra długości, a jego wysokość sięga niemalże dwóch metrów. Składa się ze stu tysięcy zapałek! Dla porównania zapałczany model Radiostacji Gliwickiej pochłonął zaledwie połowę z tego.
Makieta Muru Chińskiego jest długa na 2,20 m, szeroka na 30 cm, a najwyższe jego elementy sięgają 80 cm. Składanie całości zajęło mistrzowi z Rudy Śląskiej trochę ponad siedem miesięcy.
Modele rowerów stanowią osobny rozdział w twórczości Janusza Urbańskiego. Całe ich wyposażenie, włączając w to bidony, lusterka, siodełka i koszyki, wykonane są z zapałek. Technikę nadawania im okrągłych kształtów wymyślił sam. Zapałki przycina, następnie nakłada na rysunek wykonany na papierze, łączy je i szlifuje. W ten sam sposób powstały m.in. koła maszyny wyciągowej wykorzystane w makiecie wieży szybowej kopalni Sośnica.
Z zapałek złożył również kilka autobusów, tira, dzwonnicę z zegarem, gitarę, szachy, model łodzi podwodnej, stadion Górnika Zabrze i kilka zegarów stojących bądź wiszących. Słynna jest jego „kostka” Rudy Śląskiej ozdobiona godłem miasta. Waży 10 kg. Do jej wykonania użył 127 tys. zapałek! Jak wspólnie policzyliśmy, przez prawie 50 lat realizowania swej pasji zużył już ponad 3 mln zapałek.
Czy kiedyś doświadczył zawalenia się postawionej makiety?
– Coś takiego zdarzyło mi się właśnie z wieżą Eiffla. Odkształciła się podstawa, ale opanowałem sytuację. Było trochę nerwów i dodatkowa praca – zdradza Janusz Urbański.
Naturalnie wszystkich stworzonych przez siebie dzieł nie byłby w stanie zgromadzić w niewielkim mieszkaniu. Na szczęście jego twórczością zainteresowały się instytucje kultury w Rudzie Śląskiej. Część wystawiona została w Galerii Fryna przy Miejskim Centrum Kultury i w Bibliotece Miejskiej w Halembie. Nieprzerwanie też snuje swe konstruktorskie plany i co najważniejsze, próbuje zaszczepić konstruktorskiego bakcyla najmłodszym.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.