Potrzeby zmieniają się jak w kalejdoskopie. Do niedawna brakowało pampersów, we wtorek przed południem dobrem poszukiwanym są smoczki dla niemowląt, butelki do karmienia, kubki niekapki i grzebienie. Towarem na wagę złota jest krem na odparzenia i zasypka dla niemowląt. Najbardziej brakuje jednak wolontariuszy. Punkt recepcyjny dla uchodźców z Ukrainy w Instytucji Kultury im. Krystyny Bochenek przy Placu Sejmu Śląskiego w Katowicach działa przez całą dobę.
Trudno jest oszacować potrzeby na wyrost. W poniedziałek po południu pod pomnik Korfantego przyjechały na raz cztery autokary z uchodźcami, w punkcie nocowało niemal 500 osób. Nigdy nie wiadomo, kto przyjedzie i czego będzie mu brakować.
Założenie jest takie, że „podopieczni” spędzają w punkcie recepcyjnym jedną noc i kierowani są dalej – rozlokowywani w ośrodkach, domach prywatnych lub ruszają w dalszą drogę. Większość z nich ma jakiś pomysł na to „co dalej”, jednak trafiają się też osoby zupełnie zależne od ludzkiej solidarności.
Śpią na łóżkach polowych, ale też bezpośrednio na ziemi. Z jedną walizką, misiem –przytulanką, dorobkiem życia spakowanym w reklamówkę.
Wolontariusze przyjmują dary dla uchodźców na parterze budynku, tam gdzie zlokalizowane są szatnie. Mówią, że przyda im się każda para rąk do pomocy i proszą jednocześnie, by ewentualne dyżury ustalać wcześniej telefonicznie (pod numerem 538 517 441). Ludzi najbardziej brakuje na nocnej zmianie. I nie wiadomo jak długo potrzebna będzie pomoc.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.