- Kanclerz Niemiec Angela Merkel nazwała projekt budowy gazociągu Nord Stream 2 tak, jak Polska nazywa go od lat - projektem politycznym. Skoro tak, to nasi partnerzy w UE powinni dać temu projektowi adekwatną polityczną odpowiedź - powiedział wiceminister energii Michał Kurtyka.
Jak powiedział Kurtyka, fakt że kanclerz Niemiec Angela Merkel pierwszy raz nazwała projekt budowy gazociągu Nord Stream 2 projektem politycznym ma dla nas kluczowe znaczenie.
- Z wielką uwagą śledziliśmy to, co pani kanclerz Merkel powiedziała na temat Nord Stream 2 i tę wypowiedź odbieramy jako sukces Polski i wielu krajów UE, które od lat powtarzają, że jest to projekt, który ma bardzo istotny charakter polityczny i jego polityczne konsekwencje dla Europy będą bardzo negatywne - powiedział Michał Kurtyka.
We wtorek, po spotkaniu w Berlinie z ukraińskim prezydentem Petrem Poroszenką kanclerz Angela Merkel powiedziała, że Nord Stream 2 ma dla Ukrainy znaczenie strategiczne i podkreśliła, że projekt Nord Stream 2 wymaga jednoznacznego wyjaśnienia, jak będzie wyglądała sytuacja z ukraińskim tranzytem.
- Jak widzicie, jest to nie tylko projekt gospodarczy, lecz i polityczny - oświadczyła kanclerz.
Również podczas czwartkowego spotkania z duńskim premierem Larsem Lokke Rasmussenem Merkel podkreśliła, że Ukraina powinna pozostać krajem tranzytu gazu, bez względu na realizację projektu Nord Stream 2. Szef duńskiego rządu oświadczył, że w przypadku Nord Stream 2 "chodzi i o politykę, nie tylko o czysto ekonomiczny projekt". Uznał, że za wcześnie jeszcze na oceny dotyczące tego projektu, ale - jak wskazał - państwa UE będą omawiać jego dalsze znaczenie. Jednocześnie wyraził opinię, że "ukraińskie stanowisko jest tu najważniejsze, jakie trzeba wziąć pod uwagę".
W wypowiedzi Merkel wybrzmiał nowy ton w narracji Berlina nt. planowanej rury. Dotąd wysocy rangą przedstawiciele niemieckiej administracji z b. wicekanclerzem Sigmarem Gabrielem podzielali zdanie Rosji, że Nord Stream 2 to projekt czysto ekonomiczny, dzięki któremu do odbiorców w Europie Zachodniej popłynie 55 mld m sześc. rosyjskiego gazu. W konsorcjum, które ma budować Nord Stream 2 oprócz Gazpromu jest pięć zachodnich firm energetycznych: austriacka OMV, niemieckie BASF-Wintershall i Uniper (wydzielona z E.On), francuska Engie i brytyjsko-holenderska Royal Dutch Shell.
Nord Stream 2 to projekt liczącej 1200 km dwunitkowej magistrali gazowej z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie. Gazociąg ma być gotowy do końca 2019 roku, gdyż po tym roku Rosja zamierza przestać przesyłać gaz rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy. Polska, kraje Bałtyckie oraz Ukraina sprzeciwiają się inwestycji. Dla Ukrainy brak tranzytu gazu oznacza nie tylko potężne ubytki finansowe. Ukraińcy obawiają się, że po utracie pozycji kraju tranzytowego będą narażeni do rosyjski atak.
Tymczasem, jak zauważył Kurtyka - ostatnio Angela Merkel nazwała ten projekt tak, jak my go nazywamy od lat - projektem politycznym.
- A projekt polityczny wymaga politycznej odpowiedzi. W tej sytuacji Unia Europejska musi sobie zadać zapytanie, czy jest to dla nas politycznie projekt korzystny. Czy w kontekście próby otrucia - na terenie Wielkiej Brytanii - b. rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala, nacisku gazowego na Ukrainę, w kontekście wydarzeń w Syrii, aneksji Krymu, jesteśmy gotowi posłać polityczny sygnał do Rosji, że uznajemy ją za wiarygodnego partnera - powiedział Kurtyka.
- Cieszy nas że Angela Merkel przyznaje rację naszemu postrzeganiu projektu i w kontekście tej wypowiedzi od naszych partnerów oczekujemy konsekwencji w działaniu. Jeśli mówimy, że to projekt polityczny, to powinniśmy podjąć adekwatną polityczną odpowiedź. Do czasu wyjaśnienia wszystkich implikacji politycznych, czy to dla Ukrainy, czy Europy Środkowo-Wschodniej czy wreszcie dla europejskiego rynku gazu, ten projekt nie powinien być kontynuowany - dodał.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.