Otrzymaliśmy propozycje czytelników po katastrofie w Mysłowicach-Wesołej. Uważają, że wystarczy załatać kilka dziur w systemie, żeby w kopalniach przestał wybuchać metan! Zacznijcie walczyć o zmianę przepisów, dopóki katastrofa w Wesołej jest głośna! - zadzwonił do redakcji czytelnik - górnik z 20-letnim stażem w jednej z kopalń, który podejrzewa, jak mogło dojść do tragedii.
- Przy dzisiejszych zabezpieczeniach praktycznie nie ma możliwości, żeby metan eksplodował samoistnie. Do nieszczęścia zawsze przyczyniają się ludzie, a najbardziej znane jest w kopalniach oszukiwanie czujników metanometrii - opisywał czytelnik.
Za sprawdzanie czujników podczas zmiany odpowiada górnik-metaniarz. W założeniu jest to fachowiec przeszkolony do reagowania na zagrożenia, ma obowiązek zgłaszać każdy alarm i nieprawidłowość przełożonym na powierzchni, bo choć pracuje razem z oddziałem wydobywczym, nie podlega sztygarowi na dole.
- Niestety tak się już utarło, że głównym zadaniem metaniarza jest "naprawianie" wybitych czujników. Co, znowu wybiło prąd? No to zrób, żeby nie wybijało! - nasz informator opisuje typowe sytuacje na dole. Dodaje, że metaniarze często są młodzi stażem i trudno im przeciwstawić się sztygarowi górniczemu.
- Jeżeli się postawi, szybko pójdzie czyścić ścieki. Albo "w nagrodę za czujność" przeniosą go w inny rejon "do odpowiedzialnych zadań", żeby nie stwarzał kłopotów. Ma się nie wtrącać, nie przeszkadzać i nie widzieć, że jakiś czujnik tkwi w lutni ze świeżym powietrzem, by nie wykrywał metanu - mówi górnik, z którym rozmawialiśmy.
Dlaczego szeregowi fachowcy od metanometrii tak łatwo ulegają kolegom w ścianie?
- To proste! Regulamin płac skonstruowano tak idiotycznie, że wynagrodzenie metaniarzy w ponad połowie zależy od... wyniku produkcyjnego ściany. Większość wypłaty metaniarza to tzw. premia udziałowa, tym większa, im większe wydobycie. Bez niej dostawałby na rękę tylko jakieś 1,8 tys. zł! - tłumaczy nasz czytelnik i postuluje, by jak najszybciej przeciąć tragiczną zależność: - To tak, jakby policjant dostawał wypłatę w postaci prowizji od łupu gangsterów w jego rejonie albo procent od utargu dealerów narkotykowych, których ma ścigać!
Zdaniem naszego czytelnika kontrolerzy metanometrii powinni zostać zatrudnieni poza kopalniami, najlepiej przez Wyższy Urząd Górniczy. Przedsiębiorców górniczych można by zobowiązać do odpisu na ich wynagrodzenia. Jeśli pod ziemią metaniarze mają wzbudzać respekt, nie mogą zależeć od pracodawcy, którego interesuje wielkość wydobycia. Mogliby też dostać uprawnienia funkcjonariuszy publicznych, których nagradzano by za wykryte nieprawidłowości.
- Obecny system wynagradzania rozmiękczy każdego metaniarza - podsumowuje górnik, z którym rozmawialiśmy.
Z prośbą o ocenę pomysłu i pytaniem o możliwość zmiany przepisów związanych z zatrudnianiem górników-metaniarzy zwróciliśmy się do Ministerstwa Gospodarki, od którego zależy ewentualna inicjatywa w tej sprawie. Czekamy na opinię urzędników.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.