Ratownicy prowadzący akcję w kopalni Mysłowice-Wesoła rozpoczęli wypompowywanie wody z napotkanego rozlewiska - wyjaśnił dziennikarzom w poniedziałek (13 października), po godz. 14 inż. energo-mechaniczny mysłowickiej kopalni Grzegorz Standziak.
Proces ten może potrwać ok. 10 godzin, a po nim ratownikom zostanie jeszcze do pokonania ok. 170 metrów, co może zająć kolejne kilka godzin.
- Procedury te są czasochłonne, gdyż ratownicy muszą dostarczać potrzebny sprzęt ręcznie, przenosząc go z oddalonej o ok. 1,5 km bazy. Warunki, w których pracują dodatkowo to utrudniają, wszystko odbywa się w aparatach tlenowych, w temperaturze ok. 30 stopni - wytłumaczył Standziak.
Przypomnijmy, że w nocy z niedzieli na poniedziałek ratownicy po przebyciu 330 metrów od skrzyżowania trafili na rozlewisko. Ze względu na jego głębokość (do ok. 1,7 metra) nie byli w stanie go przebyć i konieczne jest użycie specjalnych pomp. Szacowane jest, że odpompować będzie trzeba do 700 m sześć. wody. Chodzi o obniżenie jej poziomu do najwyżej 70 cm. Tak, by ratownicy z aparatami ucieczkowymi i niesionym ze sobą sprzętem mogli przejść bezpiecznie.
- Cztery pompy, które zostaną użyte do usuwania wody z rozlewiska, są na miejscu i zaczynają pracę - poinformował portal górniczy nettg.pl Wojciech Jaros, rzecznik prasowy KHW. - W rezerwie jest też drugi komplet pomp. Orientacyjny czas pompowania - do dziesięciu godzin, o ile nie zajdą nieprzewidziane okoliczności.
Jaros przypomniał, że przed ratownikami jest druga mulda i że mają oni nadzieję, iż nie będzie zalana wodą. Ratownicy martwią się też stanem elementów metalowych obudów. Ocenić to będzie można dopiero po dotarciu do nich.
Akcja nieustająco trwa.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
jak ktos z was nie byl na dole i niwidzial to trzymcie swoje buzki jo robiol na dole i zech bol ratownikem i brolech nie roz udzial w akcji to wiem jak to wyglado a ci co nie maja lotym pojecio to niech glosu nie zabieraja bo jak byscie zjechali na dol po wybuchu metanu to byscie mieli napewno pelne galoty moze miec akurat te szczescie ze przezyl chociaz moim zdanie jako ratownika z dlugim stazem to malo prawdo podobne ale nadzieja umiera ostatnia a ratownicy ida zawsze po zywego
niechętnie ale muszę przyznać że ocelenie poszukiwanego musiał by zbadać watykan w kategoriach cudu. Myślę że to już jest troszkę jazda na czas.....
Juz jest po facecie. Taam nie bylo szans na przezycie. Badzmy realistami. A ten standziak ma wodoglowie..
Graja na czas pod czyjes dyktando. Usuna przeszkody na górze, to ratownicy dotra do zaginionego.
Te 170m jest powtarzane od godziny 9:00...tam pracuje jeden zastęp, że nas coś zaskakuje i nie posuwamy się do przodu?