W systemie elektroenergetycznym przyszłości zdominowanym przez OZE, elektrownie na gaz i węgiel będą pracować coraz mniej, ale momentami będą niezbędne - powiedział PAP prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych Grzegorz Onichimowski.
W zaprezentowanej we wtorek strategii do 2040 r. Polskie Sieci Elektroenergetyczne za najważniejsze wyzwanie uznały przygotowanie Krajowego Systemu Elektroenergetycznego na funkcjonowanie przez większość czasu bez konieczności uruchamiania źródeł konwencjonalnych.
- Cel główny, który określamy w strategii, nie kreśli nam przyszłości, w której nie ma elektrowni gazowych, czy elektrowni jądrowych, czy w ogóle mocy dyspozycyjnych. W tej rzeczywistości te moce są. My tylko - czy może aż - mówimy, że jako operator systemu przesyłowego - ze względu na to, że jest geopolityka, prawa fizyki i że jest ekonomia - chcemy doprowadzić do sytuacji, w której możemy zarządzać systemem, w którym tych źródeł nie ma - powiedział Onichimowski.
Jak podkreślił, podejście w strategii nie oznacza, że źródeł konwencjonalnych nie będzie permanentnie, a jedynie, że system elektroenergetyczny będzie mógł sobie poradzić bez nich w danym momencie. - Przez dłuższe okresy, kiedy będzie duża generacja OZE, będziemy mogli prowadzić tak system, żeby źródła dyspozycyjne w nim nie uczestniczyły. Nie będziemy potrzebowali od nich kupować żadnych usług systemowych. Zapewnimy je sobie poprzez rozwiązania bezemisyjne - tłumaczył.
Elektrownie emisyjne będą natomiast wchodzić do systemu i pracować wtedy, kiedy będzie mniejsza generacja ze źródeł odnawialnych. - Będą to źródła gazowe, czy też do pewnego momentu również węglowe. Ale osiągniemy taką zdolność, że będziemy mogli pracować w systemie, w którym tych źródeł nie będzie. Co nie oznacza, że ich nie będzie w ogóle - podkreślił prezes PSE.
Jak przypomniał, wraz z rozpowszechnieniem się prądu zmiennego, w sieci elektroenergetycznej pojawiły się pewne parametry, związane ze sposobem wytwarzania przez wirujące maszyny elektryczne, jak chociażby częstotliwość. - Otrzymywaliśmy je niejako przy okazji tego, że działały takie a nie inne elektrownie. Te parametry były częścią takiego a nie innego procesu wytwarzania energii elektrycznej - wyjaśnia Onichimowski. Natomiast dziś w procesie wytwarzania energii elektrycznej przez źródła takie chociażby jak fotowoltaika, nie dają takich efektów jak maszyny wirujące. - Parametry pracy systemu musimy zapewnić sobie w inny sposób. W strategii między innymi piszemy o tym jak. Nie przesądzamy w niej już dzisiaj, w jakich to będzie proporcjach, czy przy jakich kosztach, ale widzimy już, że jest to pewien dominujący kierunek. I na pewno system w tym kierunku będzie szedł - podkreślił prezes PSE.
Operator dopuszcza np. wykorzystanie generatorów starych, już wyłączonych elektrowni konwencjonalnych. - Przy odpowiednim podłączeniu taki generator będzie czerpał energię z sieci, będzie pracował jako silnik, a jego wirująca masa zapewni parametry, o które nam chodzi, jak inercja - powiedział Onichimowski. Jak zaznaczył, działoby się to w warunkach, gdy mamy nadwyżkę energii z OZE. - Zamiast jeszcze pogłębiać tę nadwyżkę poprzez utrzymywanie wymuszonej pracy źródeł konwencjonalnych dla uzyskania parametrów, to zużywamy tę nadmiarową energię w ten sposób, aby uzyskać parametry, które są potrzebne, aby system był bezpieczny w inny sposób - wyjaśnił.
Dodatkową koncepcją w strategii PSE jest tzw. grid forming, czyli taka zdolność inwerterów fotowoltaiki czy magazynów energii elektrycznej, aby były zdolne współkształtować parametry pracy sieci, a nie tylko za nimi podążać.
W ocenie Grzegorza Onichimowskiego wskazany w strategii PSE kierunek ten jest opłacalny. Dziś operator dla zapewnienia sobie tzw. usług systemowych musi utrzymywać “pod parą“ różne źródła konwencjonalne, aby mogły zbilansować system, uzupełnić niedobór energii np. w razie nagłej zmiany warunków pogodowych. - Jeśli taka usługa jest świadczona przez klasyczną elektrownię węglową, to ta elektrownia musi być uruchomiona kilka godzin wcześniej. To kosztuje bardzo dużo pieniędzy, choćby biorąc pod uwagę realne koszty wydobycia węgla. Jeśli to jest elektrownia gazowa ten czas reakcji jest znacznie krótszy, ale w dalszym ciągu jest liczony w minutach. Natomiast magazyn energii reaguje w ułamkach sekund - wyjaśnił. - W nowej rzeczywistości, opartej o źródła odnawialne, magazyny energii, dostaniemy dotychczasowe usługi dużo, dużo taniej. Ale będą już to usługi nowego rodzaju, które będziemy zamawiać - dodał.
Jak jednak zwrócił uwagę, w przypadku krajów o takim położeniu geograficznym jak Polska należy się przygotować na sytuację, że przez szereg dni z rzędu nie ma ani słońca, ani wiatru. Takiego problemu nie da się rozwiązać za pomocą magazynów, dlatego potrzeba mocy dyspozycyjnej, która będzie się włączała stosunkowo rzadko. - Nasze analizy pokazują, że część tych elektrowni gazowych, które dzisiaj budujemy i wspieramy, to przez rynek mocy, będzie pracować przez tak naprawdę pojedyncze godziny w ciągu roku. Pytanie oczywiście, czy to się opłaca, czy warto budować takie jednostki. Warto, bo jeden dzień blackoutu to 40 mld zł strat dla Polski - wskazał Onichimowski. Dlatego operator musi mieć w dyspozycji takie jednostki.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.