Górnicy z Bełchatowa na długo zapamiętają ostatni wypad w góry. Kilkudziesięciu pracowników razem z żonami pojechało autokarem na tradycyjną kilkudniową wycieczkę w góry, ale przez powódz układali worki z piaskiem nieprzerwanie przez 14 godzin - opisuje w sobotę "Dziennik Łódzki".
Gdy woda zagroziła ośrodkowi wczasowemu, w którym zatrzymali się bełchatowianie, górnicy zakasali rękawy i razem z mieszkańcami oraz strażakami zabrali się do układania worków z piaskiem. - Kiedy zajechaliśmy na miejsce, to było jeszcze słonecznie, ale potem przez dwa dni mieliśmy oberwanie chmury - opowiada Zbigniew Matyśkiewicz, szef "Solidarności" w KWB Bełchatów. - Kiedy rzeka zaczęła gwałtownie przybierać, nie zastanawialiśmy się nawet minuty i rzuciliśmy się z pomocą strażakom.
Mężczyźni układali i napełniali worki. Niektórzy w przemoczonych już ubraniach i butach. Pomagały także ich żony. Inni na boso lub w klapkach, brnąc w wodzie, która przeciekała przez prowizoryczne wały - relacjonuje "DŁ".
- Relacje w telewizji nie oddają potęgi tego żywiołu. Rzeka łamała drzewa jak zapałki, bloki skalne burzone były niczym klocki lego. To było nie do opisania - mówi Zbigniew Matyśkiewicz. A Tomasz Ciołek, górnik z Bełchtowa dodaje: - To była walka z czasem, takiego żywiołu to jeszcze w życiu nie widziałem - mówi Tomasz Ciołek, górnik z Bełchatowa.
Po kilkunastu godzinach udało się wygrać ze wzbierającą rzeką. Osobiście z podziękowaniami dla górników do ośrodka przyjechał sam burmistrz Piwnicznej.
- Takie podziękowania to bardzo miły dla nas gest. Kiedy wyjeżdżaliśmy, ludzie z balkonów nam machali - wspomina Zbigniew Matyśkiewicz na łamach "Dziennika Łódzkiego".
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.