- Absolutna większość polskich podmiotów gospodarczych poniesie ciężar tego podatku, ponieważ ich sprzedawcy - nawet bardzo małe składy węglowe rozsiane po całej Polsce - będą musiały sprzedać im węgiel z akcyzą - doliczyć podatek od każdej tony i zapłacić do urzędu celnego - wskazał profesor, według którego w takim systemie - odnosząc sprawę do rynku paliw - akcyzę za benzynę odprowadzałyby stacje benzynowe, a za papierosy - kioski.
Niektórzy eksperci podatkowi wnioskują o zmiany w regulacjach dotyczących akcyzy na węgiel, aby akcyzę płaciły nieliczne podmioty - producenci i importerzy, którzy sprzedawaliby węgiel z naliczoną akcyzą. Później podmioty, które są zwolnione z akcyzy, mogłyby odzyskiwać ten podatek, np. odliczając od podatku VAT.
Prof. Modzelewski zwrócił uwagę na towarzyszącą akcyzie na węgiel biurokrację, która dotknie przedsiębiorców. - Dziś nawet nie wiemy ile mamy podatników tej akcyzy - może ich być kilkaset tysięcy. To podatek, gdzie wymaga się zatwierdzenia ewidencji w urzędzie celnym; wielu podatników nie wie nawet, że musi to zrobić, bo nie wiedzą, że są w tym przypadku podatnikami - wyjaśnił profesor.
Jego zdaniem inna niedoróbka obecnych regulacji to sprawa zapasów węgla, które są już u odbiorców, a także węgla będącego w trakcie transportu, rozpoczętego przed wejściem w życie akcyzy.
- Na przykład mały warsztat samochodowy, który ma w środku piecyk do ogrzewania, od zapasu węgla, w miarę jak będzie go zużywać, będzie musiał zapłacić akcyzę. Takie podmioty (), zużywające węgiel z zapasów, albo wysłany do nich przed wejściem w życie akcyzy, powinny zarejestrować się w urzędzie celnym i zapłacić od tego akcyzę. To absurdalny pomysł - uważa Modzelewski.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.