Po nagłej decyzji o wycofaniu z użytkowania aparatów ucieczkowych polskiej produkcji, którą w czwartek, 29 października, podjął zarząd KHW, na nowo powróciła tzw. "afera pochłaniaczowa", targająca górnictwem przynajmniej od 2011 r.
Tym razem zaczęło się od szkolenia, które w kopalni Mysłowice-Wesoła zorganizował zespół kontroli wewnętrznej, ratownicy i związkowcy KHW. Do stacji ratownictwa zaproszono przedstawicieli nadzoru górniczego oraz producentów, aby przećwiczyć na górnikach, wyjeżdżających po zmianie z dołu, użycie osobistego sprzętu ratowniczego, który wytwarza mieszkankę tlenową i pozwala przeżyć godzinę pod ziemią w atmosferze bez tlenu w razie pożaru lub zadymienia wyrobisk.
Aparat ucieczkowy musi być szczelny i zaplombowany, bo mieści jednorazową porcję nadtlenku potasu, który w kontakcie z wilgocią (z wydychanego powietrza) produkuje tlen. Po otwarciu obudowy nie można go użyć powtórnie, dlatego do szkoleń (takich jak w Wesołej) zgodnie z zaleceniami WUG użyto egzemplarzy, którym właśnie kończy się 5-letnia gwarancja.
- Na 71 aparatów KA-60 marki Faser 40 sztuk, czyli aż 60 proc. nie nadawało się do użytku - miały ślady korozji, sperforowane lub odklejone węże, odpadające od obudowy worki, mimo że przed otwarciem niebieskie okienka wskaźnikowe mówiły o pełnej sprawności - opisuje Andrzej Herzog, wiceszef Związku Zawodowego Ratowników Górniczych w Polsce. Podkreśla, że to sprzęt (wyprodukowany w 2009 r. i używany od 2010 r.), który producent przed rokiem sprawdzał i zwrócił jako sprawny.
KHW zażądał, aby Faser zabrał całą partię aparatów, sprawdził i naprawił, w przeciwnym razie spółka otworzy i przejrzy po kolei sztukę po sztuce.
- Oczywiście, z tym że najpierw kwestionowano trzysta a teraz już ponad tysiąc sztuk! - stwierdza Jacek Świątek, prezes Fasera. - Serwis większej ilości zrobimy, ale odpłatnie - zapowiada.
Szef tarnogórskiej fabryki tłumaczy, że zamieszanie wywołano sztucznie, jako element wojny konkurencyjnej.
Już przed szkoleniem w kopalni Mysłowice-Wesoła było wiadomo, że 17 listopada problemem polskich aparatów ucieczkowych zajmie się Komisja Bezpieczeństwa Pracy w Górnictwie przy Wyższym Urzędzie Górniczym.
Niemiecka ekspertyza
Gdzie tkwi przyczyna bezustannego zamieszania z aparatami ucieczkowymi KA-60, na które co rusz skarżą się związkowcy górniczy? Czy faktycznie winna jest ich kiepska jakość, czego jednak nie stwierdziło żadne (nawet niemieckie) laboratorium? Czy może wojna podjazdowa wymierzona przez zagraniczną konkurencję w polskiego producenta?
Na usterki aparatów KA-60 głośniej zaczęli się skarżyć w 2011 r. ratownicy w JSW, a teraz w Katowickim Holdingu Węglowym. Od początku zeszłego roku reklamacje sypały się lawinowo i w lutym Związek Zawodowy Ratowników Górniczych zorganizował pikietę pod siedzibą WUG.
- Górnicy nie przestępcy, znieście nam karę śmierci! - wołał Piotr Luberta, szef ZZRG domagając się pilnej reakcji władz i wymiany sprzętu, w którym - jak dowodzą związkowcy - nawet sam producent (po przebadaniu 23 tys. egzemplarzy z lat 2009-2010) wykrył niesprawności częściej niż w co piątym aparacie, dokonując serwisowych wymian i napraw.
Policzono, że w latach 2009-2014 na ponad 73 tys. sztuk we wszystkich kopalniach było 3061 reklamacji (ok. 4 proc.), ale ponieważ w krajowych laboratoriach, które badały konstrukcję KA-60, specjaliści nie stwierdzali nic niepokojącego, w zeszłym roku prezes WUG postanowił przeciąć wątpliwości i zlecił specjalistyczną ekspertyzę w niemieckiej certyfikowanej jednostce Dekra Exam. Po zbadaniu czterech (komisyjnie wybranych losowo) egzemplarzy, Niemcy orzekli, że aparaty z Tarnowskich Gór są dobrej jakości i spełniają europejską normę.
Gdy jednak wzmożono kontrole w kopalniach inspektorzy OUG stwierdzali pod ziemią, że niesprawnych było mniej więcej 3 proc. używanych aparatów. Dlaczego? Producent uważa, że z winy samych górników, którzy rzucają aparatami, obijają i używają jako siedziska.
Woda z węża pod ciśnieniem
- Sposób eksploatacji ma zasadniczy wpływ na stan sprzętu. W kopalniach, gdzie aparaty przypisane są imiennie do górnika, w zasadzie nie ma skarg. Ale bywało i tak, że na półce myto je myjką wysokociśnieniową, oczywiście wtłaczając wilgoć. Nic dziwnego, że przy takim traktowaniu w środku wytwarza się żrący związek chemiczny, powodujący korozję - opisuje Jacek Świątek, prezes tarnogórskiego Fasera.
Fabryka była w przeszłości prawie monopolistą dostarczając do polskich kopalń m.in. aparaty ucieczkowe SR (na które do dziś nikt się nie skarży), a od 2009 r. KA-30 i KA-60. W eksporcie trafiają też one do Kolumbii, Chile, Turcji, Francji, a w trakcie certyfikacji są w Australii i Wietnamie.
- W kopalniach w Słowenii stanowią sto procent sprzętu i użytkownicy są zadowoleni - mówi Świątek.
Średnica wskaźnika i szelki
Przypuszcza on, że za atakami na polską markę stoi konkurencja, co widać często przy przetargach. Przykłady? Spółki stawiają warunki, że... średnica wskaźnika bezpieczeństwa powinna mieć co najmniej 15 mm (okienko Fasera ma 8 mm, więc musieli powiększyć je do 16 mm). Że szelki powinny dać się odczepić (w KA są trwale przyczepione do obudowy).
Zgodnie z wymogami dowolny typ aparatu musi mieć 10 lat gwarancji od daty produkcji i 5 lat od pierwszego użycia w kopalni. Gdy niemiecka firma Draeger wydłużyła swoją gwarancję eksploatacyjną do 10 lat i dokładnie taki warunek pojawił się w zeszłym roku w jednym z przetargów Kompanii Węglowej, Faser poskarżył się na nieuczciwą konkurencję. Ale przegrał wyrokiem Krajowej Izby Odwoławczej z marca 2014 r. KIO podkreśliła, że przedsiębiorca najlepiej wie, co chce kupić i ma prawo stawiać własne wymagania, a producent - dawać dowolną gwarancję na swój wyrób, którego trwałość najlepiej zna.
Odtąd niektórzy zamawiający (np. JSW w lipcu tego roku) piszą wprost, że chcą kupić aparaty Dreagera "lub równoważne".
Nikogo nie promujemy!
Odpowiednikiem KA-60 u Draegera jest aparat OXY 6000, sprzedawany i serwisowany przez spółkę Draeger Safety Polska, która swoją siedzibę ma w Bytomiu pod tym samym adresem co Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego, a do 1 czerwca 2014 r. Związek Zawodowy Ratowników Górniczych w Polsce. W CSRG działa laboratorium badania i opiniowania sprzętu ochrony układu oddechowego, uprawnione do wydawania atestów, opinii technicznych i przeprowadzania badań aparatów ucieczkowych.
Być może dlatego wśród "teorii spiskowych", objaśniających lawinowy wysyp skarg na polskie aparaty w ostatnich latach, jest i taka, że ratownicy związani z CSRG są zainteresowani w promowaniu Draegera. Oni sami oburzają się na ten zarzut.
- Nikogo nie promujemy! Faser stracił nasze zaufanie. Nie będziemy czekać na pierwsze ofiary, aby zaczęli usprawniać aparat KA-60 - mówił przed rokiem Luberta.
Prezes Fasera zauważa, że na ćwiczeniach w dniu, gdy w Wesołej wybuchła najnowsza afera z KA-60, w pewnym momencie wyproszono przedstawicieli tarnogórskiej fabryki, a pokaz swojego sprzętu zrobiła konkurencja. Związkowcy prostują, że nie był to pokaz marketingowy, a po prostu szkolenie kolejnej grupy górników (5-osobowej), używających akurat aparatów OXY. Były dwuletnie (bo starszych nie ma), zadziałały.
Na polskim rynku górniczym tylko KGHM i małe prywatne przedsiębiorstwa (jak Siltech) używają wyłącznie aparatów niemieckich. W śladowym użyciu są jeszcze amerykańskie i ukraińskie. Całą resztę dzielą Faser i Draeger, ciągle z większym udziałem Polaków.
Rynek za grube miliony
Stawka w konkurencyjnej wojnie jest wysoka i wynosi kilkadziesiąt milionów złotych rocznie. Chodzi o pieniądze, które kopalnie muszą regularnie wydawać na nowe partie aparatów ucieczkowych. W latach 2009-2013 górnictwo kupiło w Tarnowskich Górach ok. 80 tys. sztuk KA-60 za ponad 80 mln zł (wg wyliczeń ZZRG). KA-60 kosztuje teraz mniej niż 1 tys. zł. Cena egzemplarza OXY 6000, który podbija rynek od 2 lat, jest wyższa (prawie 1,4 tys. zł), ale dwukrotnie wydłużona gwarancja Niemców sprawia, że w przeliczeniu na rok mogą być atrakcyjni cenowo.
W KHW na stanie jest dziś ponad 9,5 tys. aparatów: połowę stanowią KA-60, do tego 1,8 tys. starszych SR, reszta, czyli ok. 3 tys., to niemieckie Draegery.
Kompania Węglowa użytkuje 41 tys. aparatów ucieczkowych, z czego 21,7 tys. to KA-60. W jej 11 kopalniach górnicy używają aparatów w "systemie jednozmianowym, imiennym", który jest warunkiem wydłużonej 10-letniej gwarancji Draegera.
W kopalniach JSW używa się łącznie ponad 30 tys. aparatów ucieczkowych, z czego 10 tys. stanowią Draegery (kupione po 1389 zł za sztukę w tym roku), a 20 tys. produkty Fasera (po 922 zł za aparat). Wydatki jastrzębskiej spółki na ten sprzęt wynosiły w ostatnich latach nawet 12 mln zł rocznie. Nie było narzekań na aparaty.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Szanowni koledzy, Wasze wypowiedzi dotyczą zagadnienia (stosowany system aparatów ucieczkowych), które powstało w wyniku zaniedbań w technice wentylacji, która jest następstwem zaniedbań w systemie robót przygotowawczych i strategii całej branży(... etc.), która jest wielkim okrętem bez sternika(ów) i obija się od jednego do drugiego brzegu...taka "bali" długo nie pociągnie (popłynie. Gdzie jest ten aparat w ścianie strugowej o miąższości 1,20m-w zasięgu ręki?
Lopop, czy ty nie jesteś jednym z tych ratowników opisanych przez doświadczonego. Sadzac po twoim wpisie, to na to wygląda. Na twoim mijscu zaczalbym się bać. Y
Mechanizm zawsze jest podobny. Wpierw ratownicy robią wielki hałas, jakie to fatalne są aparaty ka60. Potem jakiś wiceprezes społki idzie z wynikami wewnętrznej kontroli kilku aparatów do nadzoru i pokazuje, jakie one są fatalne. Nadzór pod naciskiem wiceprezesa zawiesza obrót k60 na miesiąc i wtedy inna spółka kupuje z wolnej ręki aparaty konkurencji za 12 mln zl. I potem jest spokój do kolejnej wymiany aparatów. A następnie ratownicy robią larum itd.
skoro jest wielki % że mój osobisty aparat nie działa to po co w ogóle mam go brać na dół?, to jest moje bezpieczeństwo i mam prawo być dobrze zabezpieczony przez pracodawcę a teraz człowiek tylko myśli czy on działa jakby coś się wydarzyło
Żaden spisek przeciwko FASER , to sama prawda . Przykładem jest tragedia z 06.10.2014r . Na sześć aparatów które użyłem podczas ratowania moich kolegów ze zmiany , prawidłowo zadziałał JEDEN!!!! Niech mi nikt nie próbuje komentować , że być może nie potrafiłem użyć aparatów , lub nie wiedziałem jak go używać . Zasady używania aparatów ucieczkowych różnych typów , są praktycznie identyczne . Nie pracuję pierwszy rok na dole .
Sr-60 były lepsze wygodne i opływowe kształtem
W roku 2018 kończy się w RFN subwencjonowane wydobywanie węgla kamiennego...pytania. Takiego aparatu nie używa nikt z załogi (nigdy -tzn ostatnich 40 lat mojej pracy. Aparat ucieczkowy też tej samej firmy (system katalysator) waży 600g i musi być naszony na pasku każdego zjeżdrzającego na dół. Ten sposób jest możliwy gdyż są inne uwarunkowania wentylacyjne i logistyczne. Kto z polskich Górników ma swój aparat w zasięgu ręki? Co może nastąpić w przypadku katastrofy jak szuka się "swojego" aparatu