Kiedyś panowało przekonanie, że jeżeli nie włoży się zmarłemu jakiejś jego rzeczy do trumny, to będzie straszył po nocach. Dziś wielu deklaruje, że w duchy nie wierzy, ale tradycji woli dotrzymać.
Śmierć cielesna jest dla wszystkich religii zakończeniem doczesnej egzystencji człowieka. Kościoły protestanckie i współczesna teologia katolicka w sposób nieco odmienny kształtują wyobrażenie o dwoistości istoty ludzkiej, śmiertelności ciała oraz nieśmiertelności duszy. Zwiastują natomiast życie wieczne i zmartwychwstanie całego człowieka. Kościół rzymskokatolicki głosi ponadto naukę o czyśćcu jako miejscu, w którym dusze ludzi zmarłych w stanie grzechu ponoszą kary. Przysługuje im jednak pociecha, że dostąpią wreszcie wiecznej szczęśliwości. Wiara i zabobon od wieków przenikały się. Stąd wiele rytuałów w kulturze ludowej ma swoje źródła właśnie w religii. Czuwanie przy trumnie zmarłego i obrządki związane z pochówkiem to dziś istotna część śląskiego folkloru.
"Śmierć z dziurawymi rękami przychodzi do ludzi bogatych, żeby nie można było jej przekupić. Głucha śmierć przychodzi po matki małych dzieci, by nie słyszeć ich płaczu. Jest jeszcze trzecia śmierć, która przychodzi do wszystkich pozostałych" - głosi ludowa przypowieść.
Temu, jak nasze babki i dziadkowie odprawiali pogrzeby i przeżywali czas żałoby, poświęcona została m.in. wystawa zatytułowana "Przesądy i wierzenia w obrzędowości rodzinnej na Śląsku", zorganizowana w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu.
Znaki i zwiastuny
- Znaków zwiastujących śmierć było sporo. Dziwnie pohukująca sowa zapowiadała rychły zgon, podobnie jak wycie psa i inne niż zwykle gdakanie kury. Zwiastuny śmierci na wsi różniły się od tych w mieście. Tu przedmioty martwe stanowiły znaki. Gdy obraz spadł ze ściany, pękło lustro lub kryształ, drzwi lub okna same zaczęły się otwierać, trzykrotnie zadzwonił dzwonek do drzwi, to oznaczało, że zbliża się śmierć. Ścisły związek człowieka z naturą pozwalał na odbieranie sygnałów śmierci. Tak wierzono - wyjaśnia Klaudia Nowak-Maśko, autorka scenariusza wystawy.
Gdy konał członek rodziny, należało obudzić wszystkich domowników, żeby zmarły przez przypadek nikogo ze sobą nie zabrał. Uważano, że po zgonie zmarły pozostaje przez kolejne trzy dni w zawieszeniu i wszystko słyszy. W tym czasie należało usunąć charakterystyczne znamiona "tego świata": zasłonić lustra, zatrzymać zegary, zgasić świece, odwrócić "do góry nogami" taborety, otworzyć okna, żeby duszyczka mogła opuścić pomieszczenie.
Przygotowanie do pochówku
Kolorystyka ubioru do trumny została ściśle określona normami zwyczajowymi. Do wyboru były kolory czarny lub biały, w zależności od wieku zmarłego.
- Nieboszczyk musiał mieć na nogach buty. Wierzono bowiem, że nie sposób wejść do niebios boso. Do trumny wkładano przedmioty potrzebne zmarłemu na drogę, a także te, bez których się nigdzie nie ruszał za życia. Pieniądze, "żeby miał się czym wykupić", chusteczki do nosa, okulary, fajkę, laskę, a nawet chleb i wodę święconą, która zgodnie z wierzeniami była pomocna w dniu sądu ostatecznego w celu odegnania złych duchów. Panowało przekonanie, że jeżeli nie włoży się zmarłemu jakiejś jego rzeczy do trumny, to będzie straszył po nocach - zwraca uwagę Klaudia Nowak-Maśko.
Czuwanie przy zmarłym
Dawniej, gdy kostnice nie były powszechne, zmarły do pogrzebu przez trzy dni i trzy noce przebywał w domu z rodziną. W tym czasie nie należało zostawiać go samego.
- Czuwano przy nim, modląc się i śpiewając nabożne pieśni. Były to tzw. "puste noce", w których brała udział cała społeczność, co zresztą należało do obowiązku względem zmarłego i jego rodziny. Zmarłe dziecko ubierano na biało i zgodnie ze zwyczajem przykrywano je obrazkami o treści religijnej. Każde dziecko, które przyszło pożegnać zmarłego kolegę lub koleżankę, kładło na jego zwłoki obrazek religijny. Spod obrazków niejednokrotnie wyłaniała się jedynie buzia i rączki - opisuje autorka scenariusza zabrzańskiej wystawy.
Był też zwyczaj dotykania ręki zmarłego przed zamknięciem trumny i wypowiadania zwrotu "Idź z Bogiem".
Podczas wynoszenia trumny z domu dbano o to, by zmarły miał nogi z przodu. Uderzano trzykrotnie trumną o próg domu ku czci Trójcy Świętej, wymawiając przy tym po trzykroć "Z Panem Bogiem". Oznaczało to symboliczne pożegnanie się gospodarza z obejściem.
Jest jeszcze zwyczaj, o którym nie sposób zapomnieć. Zmarłych górników zawsze ubierano na ostatnią drogę w ich mundury. Był to wręcz obowiązek spoczywający na rodzinie. Konduktowi towarzyszyła orkiestra, a trumnie asysta złożona przeważnie z ratowników górniczych. I właśnie ten zwyczaj żałobny pozostał na Śląsku żywy do dziś dnia.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.