Reaktywacja przedwojennej spółki Giesche była bezprawna - wynika z poniedziałkowego (27 stycznia) orzeczenia Sądu Okręgowego w Katowicach. Oznacza to, że osoby, które ponownie zarejestrowały tę firmę w 2005 r., nie mają prawa do żądania zwrotu jej majątku znacjonalizowanego w PRL.
Sąd Okręgowy rozpoznawał odwołanie od decyzji katowickiego Sądu Rejonowego, który uchylił swoje wcześniejsze postanowienie, zezwalające na odbycie walnego zgromadzenia akcjonariuszy spółki Giesche. Dało ono początek jej reaktywacji - wybrano zarząd spółki, który następnie wystąpił o odszkodowanie lub zwrot majątku przedwojennej spółki, wartego 341 mln zł. Ich żądania w stosunku do Katowic dotyczyły ok. 30 proc. zurbanizowanej powierzchni miasta.
Wcześniejsze postanowienie katowickiego Sądu Rejonowego, który kilka lat temu zgodził się na zgromadzenie akcjonariuszy, zaskarżyła katowicka prokuratura, wskazując, że w sprawie pojawiły się nowe okoliczności, a sama reaktywacja spółki był bezprawna. Tym razem Sąd Rejonowy zgodził się z tym stanowiskiem, oddalając wniosek o zwołanie zgromadzenia akcjonariuszy. To postanowienie sądu zaskarżyły jednak osoby, które reaktywowały spółkę Giesche, zarzucając m.in., że złożona przez prokuraturę skarga była spóźniona.
W poniedziałek Sąd Okręgowy oddalił tę apelację. Jak mówił w ustnym uzasadnieniu sędzia Grzegorz Misina, na wcześniejszym etapie prokuratura nie była zawiadamiana o sprawie, ponieważ "z niczego nie wynikało, że akurat prokuratura powinna w takim postępowaniu wziąć udział". Przypomniał, że prokurator może złożyć skargę o wznowienie postępowania i przepisy pozwalają mu przystąpić do sprawy na każdym etapie.
Sędzia podniósł w poniedziałek, że przepisy określające terminy w takich sprawach dyscyplinują zazwyczaj strony zorientowane w przebiegu całej sprawy. W tej sytuacji prokurator dowiedział się o podstawie wznowienia postępowania dopiero wówczas, gdy zyskał pełną wiedzę o sprawie i gdy uświadomił sobie wpływ informacji przedstawionej przez jednego ze świadków na wynik postępowania przed sądem rejestrowym.
- Sąd pierwszej instancji zatem prawidłowo ustalił datę, od której należy liczyć termin skargi o wznowienie i przyjął, że dniem tym jest dzień przesłuchania świadka - wskazał sędzia Misina.
Sąd w uzasadnieniu mówił też w poniedziałek, że w tej sprawie swoich obowiązków nie dopełnił Skarb Państwa (po tym, jak akcje zostały przekazane ze Stanów Zjednoczonych, Skarb Państwa nie umorzył ich, nie dopilnował ich zniszczenia i nie poczuwał się do roli jedynego akcjonariusza spółka, a sama spółka została jako pozbawiona majątku realnie przezeń porzucona).
Sąd podkreślił, że przekazanie przed laty akcji na makulaturę (skąd trafiły potem na rynek kolekcjonerski) nie wiązało się z wolą porzucenia ani zbycia komukolwiek praw udziałowych spółki. - Zatem osoby, które weszły w posiadanie akcji, nigdy nie nabyły w dobrej wierze praw udziałowych - zaznaczył sędzia, dodając, że w tej sytuacji praw tych nie mogli nabyć również obecni posiadacze akcji.
- Mylą się wnioskodawcy twierdząc, że nabywając kolekcjonerskie akcje, nabyli inkorporowane w nich prawa udziałowe - podkreślił sędzia Misina, dodając, że zarówno z treści umowy, jak i zeznań sprzedającego wynika, że podstawą transakcji z obecnymi właścicielami akcji była wola wyzbycia się dokumentów o charakterze kolekcjonerskim.
- W konsekwencji należy stwierdzić, że wnioskodawcom nie przysługiwał status akcjonariuszy i nie mieli prawa żądać zwołania walnego zgromadzenia akcjonariuszy, zatem ich wniosek powinien zostać i ostatecznie został przez sąd rejestrowy - dysponujący już teraz dowodami - prawidłowo oddalony - zaznaczył sąd.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.