Pompownie stacjonarne Centralnego Zakładu Odwadniania Kopalń, choć nie są formalnie zakładami górniczymi, podlegają takim samym zasadom funkcjonowania jak fedrujące węgiel kopalnie. Na dodatek podziemne zagrożenia, które występują w pompowniach, potrafią być czasem poważniejsze niż w czynnych kopalniach, a największym problemem jest dwutlenek węgla.
Centralny Zakład Odwadniania Kopalń, będący częścią Spółki Restrukturyzacji Kopalń, powstał w 2000 r. Podstawowym zadaniem CZOK jest ochrona czynnych kopalń przed zagrożeniem wodnym, co jest możliwe tylko i wyłącznie przez nieustanne odpompowywanie wody z zamkniętych już zakładów.
Układ naczyń połączonych
Kopalnie znajdujące się w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym stanowią układ naczyń połączonych, więc zaprzestanie odwadniania i spiętrzenie wody w jednym miejscu, spowodowałoby wcześniej czy później zalanie wszystkich zakładów górniczych.
W skład CZOK wchodzi 13 zlikwidowanych kopalń, które zostały przekształcone w pompownie. Razem to ogromna infrastruktura, obejmująca aż 21 szybów, tyle samo pompowni głównego odwadniania, cztery przepompownie z 14 pompami, ponad 53 km czynnych wyrobisk korytarzowych oraz 10 piezometrów, czyli wydrążonych w ziemi otworów o niewielkiej średnicy służących do pomiarów poziomu wody.
W myśl Prawa geologicznego i górniczego CZOK nie jest jest co prawda zakładem górniczym, bo nie wydobywa węgla, ale podlega tym samym regułom funkcjonowania, opartym na ustawie Prawo geologiczne i górnicze oraz wszystkich aktach wykonawczych ustawy.
Oznacza to, że podlega nadzorowi Okręgowych Urzędów Górniczych i Wyższego Urzędu Górniczego, a ponadto Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska oraz poszczególnym urzędom miejskim w zakresie swojej działalności. Oprócz tego CZOK, jako podmiot korzystający ze środowiska, musi stosować się również do przepisów innych ustaw: prawo ochrony środowiska, prawo wodne, budowlane oraz o odpadach.
Dwa główne modele
W przypadku pompowni CZOK można wyróżnić dwa główne modele odwadniania - system głębinowy oraz stacjonarny. W pierwszym przypadku z kopalnianej infrastruktury wybiera się jeden szyb, w którym spiętrza się wodę, a pompy głębinowe utrzymują jej lustro na kontrolowanym poziomie.
Drugi, stacjonarny, jest znacznie bardziej skomplikowany, a jego funkcjonowanie przypomina działanie czynnej kopalni. Po pierwsze, trzeba zachować dwa szyby, które zagwarantują obieg powietrza pod ziemią. Zachowana zostaje również minimalna infrastruktura w wydzielonej części wyrobisk, w których znajdują się podziemne pompownie (najczęściej na różnych poziomach).
- To oznacza, że CZOK musi, tak jak czynne zakłady górnicze, zatrudniać pracowników służb górniczych, którzy zajmują się dokładnie tym samym, co pracownicy kopalń. Wyjątkiem jest eksploatacja złóż i drążenia wyrobisk. Obecnie zatrudniamy 675 osób, a wśród nich są m.in. elektrycy, mechanicy, szybowcy, geolodzy, mierniczowie, teletechnicy i pracownicy bhp, czyli takie same specjalizacje, jakie spotkamy w czynnej kopalni. Wydaje się, że pod ziemią są już tylko pompownie, ale jeśli chodzi o bezpieczeństwo, utrzymanie i kontrolę stanu wyrobisk, musimy dostosowywać się do takich samych przepisów jak czynne zakłady górnicze. Podstawą funkcjonowania pompowni stacjonarnych, ulokowanych na powierzchni, są obiekty, które służą do utrzymania zasilania kopalni, jej przewietrzania i odwadniania, oraz górnicze wyciągi szybowe. Natomiast pozostała infrastruktura zostaje ograniczona do minimum – wylicza Czesław Deręgowski, dyrektor CZOK.
To samo dzieje się zresztą pod ziemią. Z dziesiątków kilometrów kopalnianych wyrobisk pracownicy CZOK „zostawiają” jedynie kilkaset metrów niezbędnych dla funkcjonowanie pompowni, starannie obudowanych tamami izolacyjnymi. Zagrożenia pozostają podobne jak te w czynnym zakładzie górniczym.
Górotwór ciągle "pracuje"
- Pompownia stacjonarna to jakby kopalnia zredukowana do małej przestrzeni. Takie ograniczenie powoduje, że wilgotność jest dużo większa niż w kopalni czynnej. W efekcie warunki klimatyczne przyspieszają zachodzenie korozji, niszczenie podziemnej infrastruktury i urządzeń – zaznacza Antoni Czapnik, kierownik działu mierniczo-geologicznego CZOK.
- My zajmujemy tylko niewielką przestrzeń w środku jakiegoś regionu. Tymczasem za tamami znajdują się dziesiątki kilometrów wyrobisk, ogromne ilości pustych przestrzeni i zrobów, które ulegają zaciśnięciu. Bo zakończenie eksploatacji nie oznacza przecież, że górotwór przestaje „pracować”. Największym zagrożeniem jest jednak tlenek i dwutlenek węgla. Wysokie ciśnienie powoduje, że powietrze przedostaje się przez nieszczelności do zrobów. Potem, kiedy ciśnienie spada, przez nieszczelności górotworu powietrze z powrotem jest wypychane, ale już z trującymi gazami. Dlatego oprócz odwadniania, kluczowe jest kontrolowanie i uszczelnianie tam, które ochraniają pozostawione fragmenty wyrobisk – dodaje Czapnik.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.