- Potencjalny inwestor patrzy chłodno na liczby i nie będzie się oglądać na zapewnienia związkowców z Makoszów, że kopalnia może być rentowna. Spojrzy na to, ile będzie musiał zwrócić w związku z pomocą publiczną, ile straty generuje każda tona węgla i zauważy też to, że nie ma nadziei na sprzedaż tej produkcji - stwierdza w rozmowie z portalem górniczym nettg.pl Dawid Salamądry, redaktor naczelny serwisu Polish coal daily.
Jego zdaniem, rząd PO-PSL - gdy w ub.r. w styczniu podpisywał porozumienie ze stroną społeczną - patrzył na sytuację w branży krótkowzrocznie.
- Sytuacja byłą napięta i trzeba było ją szybko uspokoić. Dlatego podrzucono Makoszowy do hospicjum, bo tak można nazwać Spółkę Restrukturyzacji Kopalń - stwierdza Salamądry i dodaje, że załoga Makoszów potem żyła nadzieją związaną z Polską Grupą Energetyczną.
- Mocno liczono na PGE. Był wystosowany nawet list intencyjny, ale żadnych wyraźnych sygnałów ku temu, by PGE zainwestowało w Makoszowy nie mieliśmy. Tym bardziej, że PGE weszło w projekt Polskiej Grupy Górniczej, więc węgla będzie miało aż nadto i nie potrzebuje kopalni z takimi problemami - diagnozuje Salamądry, który przypomina, że Makoszowami interesowali się też Australijczycy, ale jego zdaniem była to bardziej promocja niż zapowiedź konkretnego ruchu biznesowego.
- Rozmawiałem z przedstawicielami Balamary i gdy pytałem o Makoszowy, odpowiadali bardzo ogólnikowo. Niestety na dzień dzisiejszy nie widzę żadnej nadziei dla tego zakładu. Widzę upór związkowców i chęć przejścia do PGE i widzę SRK, która tak sobie dryfuje. Spodziewam się protestów - podsumowuje Salamądry.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.