Pod jednym z takich haseł w przeddzień Święta Kobiet odbyła demonstracja mieszkańców Wielkopolski, którzy w Lesznie protestowali przeciw prowadzeniu poszukiwań węgla brunatnego na ich terenie. Ulicami miasta przeszło około 2 tys. przeciwników węglowych odkrywek. Organizatorem protestu było stowarzyszenie Nasz Dom.
Jego przewodnicząca Sylwia Maćkowiak nie przebierała w słowach. - Jeżeli PAK udałoby się wejść i zrobić choć niewielki otwór na naszym terenie, to tego nie zostawi, złoża węgla są u nas ogromne - największe po Lubiniu w Polsce, dlatego nie możemy czuć się bezpieczni w regionie Leszczyńskim. Nie oddamy wam Wielkopolski, nawet jak mielibyśmy zrobić to siłą. Wynocha z naszej ziemi, wynocha z Wielkopolski, nie chcemy kopalni odkrywkowych, bo to oznacza dla nas zniszczenie środowiska, utratę pracy - stwierdziła.
Na tym można by właściwie zakończyć całą relację z tego wydarzenia. Jej ton pochwyciły media, nadając mu stosowny rozgłos. Owszem, zapytano o zdanie drugą stronę, reprezentowaną przez firmę PAK Górnictwo sp. z o.o., która prowadzi badania geologiczne złoża węgla brunatnego w rejonie Poniec-Krobia i Oczkowice. Rzecznik prasowy tej firmy w wypowiedzi dla PAP nie chciał komentować protestów. Uznał je jednak za przedwczesne, bo nie wiadomo jeszcze, czy kopalnia w ogóle powstanie. Realizowana jest koncesja na badanie złóż, a nie na budowę kopalni. Prace są wykonywane na podstawie koncesji, wydanej przez Ministra Środowiska w maju 2011 r., na poszukiwanie i rozpoznawanie złoża węgla brunatnego na tym obszarze i mają udokumentować znajdujące się w tym rejonie jego zasoby.
Zakaz
Protestujący domagają się zakazu badań i poszukiwań złóż węgla brunatnego na ich terenie. Mają do tego pełne prawo i nikt im tego zabronić nie może. Każdy może protestować przeciwko czemukolwiek i komukolwiek, niezależnie od sensu i logiki protestu. Jego skala w porównaniu z zamiarami, jest nie tylko odwrotnie proporcjonalna ale jeszcze pełna determinacji. Protestujący czują się wyłącznymi właścicielami Wielkopolski. Krzyczą "wynocha" i twierdzą, że jeżeli do tego dojdzie, to są gotowi do użycia siły. Wszystko to brzmi groźnie i mało dyplomatycznie. Nie podpada to jeszcze pod kodeks karny, ale każe poważnie zastanowić się nad obywatelską kondycją protestujących Wielkopolan. Prowadzący badania mają na to oficjalne zezwolenie władz państwowych. Czy to pod adresem tych władz padły hasła "wynocha"? Czy były skierowane przeciw ich Bogu ducha winnym wykonawcom, którzy są takimi samymi Polakami, jak i Wielkopolanie? Są oni u siebie we własnym kraju i tego rodzaju propozycje pod ich adresem są nie tylko obraźliwe, ale pozbawione podstaw prawnych i wszelkich innych. Wydaje się, że tego rodzaju sformułowania nie padają jednak bez konkretnej przyczyny. Jest nią ograniczenie dostępu do surowców, których eksploatacja jest gwarancją naszego bezpieczeństwa energetycznego. Protestujący podważają to bezpieczeństwo, nie zważając na żadne skutki z tym związane.
Węglowa niepodległość
Nie na darmo wielu publicystów, historyków i uczonych obecną sytuację społeczną porównuje do tej, która panowała za czasów I Rzeczypospolitej. Nie ulega wątpliwości, że Konstytucja 3 Maja, z której jesteśmy tak dumni została uchwalona podstępem, kiedy zdecydowana większość przeciwnej jej szlachty akurat była nieobecna na Sejmie. Jej przeciwnicy, którzy stanowili większość w izbie, protestowali, nie uznawali tego dokumentu za obowiązujący. Skończyło się to Targowicą, do której szlachta garnęła się z pobudek czysto patriotycznych. Jej odezwa budzi zdumienie swoją troską o Ojczyznę i jej całość. Podniosłe słowa miały ukryć przed niezorientowaną szlachtą kolejny rozbiór państwa. Rozważania te dedykuję protestującym Wielkopolanom, aby zastanowili się najpierw nad skutkami swojego protestu i do czego on prowadzi. No właśnie, do czego? Ano do tego, żeby Polska energię elektryczną importowała i korzystała z zagranicznych jej dostaw po dużo wyższych cenach niż obecnie. Węgiel brunatny jest akurat najtańszym i najbardziej stabilnym surowcem dostarczającym naszemu krajowi ok. 35 procent energii elektrycznej. Jak się okazuje, nasz węgiel kamienny jest w cenowych tarapatach i jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Byliśmy dotąd najbezpieczniejszym krajem UE pod względem dostaw energii z własnych surowców. Dzisiaj energia pełni mniej więcej tę samą funkcję, którą w czasach I RP pełniła armia, bedąca gwarantem niepodległości i suwerenności. Czy musimy być pod tym względem państwem niepodległym? Nie, nie musimy. Zawsze możemy być prowincją sąsiedniego mocarstwa i to nieistotne z której strony świata. To już przerabialiśmy. Za powrót do istnienia państwa polskiego miliony ludzi musiało zginąć, miliony zostać kalekami, sierotami bez domu i Ojczyzny. Czy ten wariant historii znów chcemy powtarzać? Czy Wielkopolanie zdają sobie z tego sprawę?
Bracia bliźniacy?
W sprawie tych protestów politycy milczą, bo wolą się nie narażać swoim wyborcom. Trudno takich mamy polityków i trzeba się z tym pogodzić. Jednak pod jednym warunkiem. Takim, że politycy odpowiedzialni za bezpieczeństwo energetyczne państwa twardo będą bronić swoich racji i podejmowanych w tej sprawie decyzji. Tymczasem nic podobnego się nie dzieje, a można domniemywać, że nawet jest dokładnie odwrotnie. Wskazuje na to jedno z haseł wspomnianej demonstracji, które głosi: "Jesteśmy rolnikami, a nie górnikami". To wiele wyjaśnia, bo już wydawało się, że górnik i chłop to bracia bliźniacy. Pokrewieństwo to trwa przynajmniej gdzieś od 2007 roku kiedy resort ministerstwa gospodarki objęli przedstawiciele partii reprezentującej rolników. Na każdym swoim spotkaniu na Górnym Śląsku zapewniając, że górnictwo to priorytet.
Polska stoi górnictwem węgla i od tego nie ma odwrotu. Nasze bezpieczeństwo energetyczne oparte jest na węglu. Tego rodzaju hasła powtarzane są przez kolejnego wicepremiera reprezentującego tych właśnie rolników, którzy nie chcą być górnikami. Nie każdy rolnik wspiera te partię i być może akurat ta partia nie ma nic wspólnego z tymi protestami. Takie są tylko domysły. Rzeczywistość jednak wyraźnie temu przeczy. Resort gospodarki, odpowiedzialny za polskie górnictwo węglowe, nigdy nie ustosunkował się negatywnie do tego rodzaju protestów.
Można powiedzieć, że jest ponad to i nie będzie reagował na pierwszy lepszy protest, bo to nie jego rola. Tymczasem jednym z gorliwie protestujących w sprawie węglowej okazał się minister rolnictwa, który politycznie jest desygnowany na to stanowisko przez wicepremiera od spraw górniczych. Ten sposób bycia "za, a nawet przeciw" nie jest w polityce niczym nowym. Jednym z pierwszych, którzy go praktycznie zastosowali był ambasador ZSRR w Paryżu, który w latach 70. minionego wieku przyłączył się do paryżan, protestujących przeciw łamaniu praw człowieka w jego kraju! Kolejnym elementem tej gry są groźby użycia siły przeciwko węglowi brunatnemu, które padają nie po raz pierwszy. Media odnotowują to jako wyraz demokracji. Jest to demokracja szczególna, która tylko z nazwy jest taka, bo żadne prawo na to nie pozwala. Dlaczego nikt się tym groźbom nie sprzeciwia, nikt ich nie piętnuje, nikt nie protestuje? To, że nie robią tego przedstawiciele rządu odpowiedzialni za górnictwo jest w pełni zrozumiałe. Ich los polityczny związany jest z tymi właśnie protestami, więc ani ich popierają, ale też i nie zaprzeczają słuszności ich obłędnych postulatów i żądań.
Nagonka
O tym, że sprawy polskiego górnictwa węglowego wchodzą w etap decydujący o jego dalszej przyszłości, świadczy użyty przeciwko górnikom język, pełen agresji, nienawiści i nietolerancji. Brak protestów przeciwko tego rodzaju niesprawiedliwym i wrogim atakom jest zachętą do dalszych, jeszcze bardziej zdecydowanych kroków skierowanych przeciwko tej branży. Wkrótce należy spodziewać się podobnych akcji. W górnictwie węgla brunatnego będzie zgoda na dotrwanie istniejących kopalń do czasu wyczerpania się zasobów, co nastąpi gdzieś około 2040 r. W tej atmosferze i sytuacji o żadnych nowych odkrywkach nie ma nawet co marzyć. Być może jest to odpowiedź na przygotowania górników do strajku powszechnego na Górnym Śląsku. Odpowiedź, która ma znacznie szerszy wymiar. Dotyczy ona debaty w sprawie rent, emerytur górniczych, deputatów i innych skromnych gratyfikacji za górniczy trud i niebezpieczną pracę. W tej atmosferze nagonki, krytyki i wrogich wystąpień będzie dużo łatwiej zneutralizować wszelkie górnicze niezadowolenie z podejmowanych w tej sprawie decyzji. I o to chodzi też w tych protestach, które są organizowane całkowicie "spontanicznie" i mają być wyrazem "woli ludu". Karta ta, jak bywało to w przeszłości, jeszcze może się odwrócić i do górników trzeba będzie przyjść i prosić, aby ogrzali kraj i dostarczyli węgiel dla gospodarki, która bez niego nie może istnieć.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Tereny, na których ma stanąć kopalnia są najcenniejsze rolniczo w kraju. Średnia produkcja rolnicza jest tu 3,5 raza większa od średniej krajowej. To efekt wysokiej kultury rolniczej, na którą pracowały pokolenia wychowane na ideałach Cegielskiego i Drzymały. Życie dziesiątek tysięcy ludzi uzależnione jest pośrednio od rolnictwa, które stanowi strategiczne zaplecze dla przemysłu spożywczego - wymieńmy tylko Pudliszki. Ostatni spis rolniczy (8 lat) pokazał że wyłączono z użytkowania rolniczego obszar jednego województwa. Za chwilę może nam zabraknąć chleba, który uchodzi za jeden z najlepszych w UE.