Słaby system zachęt towarzyszy wprowadzaniu elektromobilności na polski rynek samochodowy, tymczasem coraz więcej rodaków chciałoby jeździć samochodem elektrycznym i dbać tym samym o czyste powietrze. Zbyt wielu jest jednak takich, którzy wolą kupić leciwy samochód napędzany benzyna lub olejem, bo bardziej się im to opłaca.
- Jesteśmy niestety największym rynkiem używanych samochodów spalinowych w Unii Europejskiej. Średnia wieku tych pojazdów to 12 lat. I to wynika m.in. z naszego systemu podatkowego, który w żaden sposób nie ogranicza tego rodzaju zakupów – tłumaczył Rafał Bajczuk z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych.
Wszystko w elektromobilności rozbija się o pieniądze. Finansowanie dotyczy bowiem nie tylko produkcji samochodów, ale również infrastruktury, w tym stacji ładowania. Warto wiedzieć, że Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych nakłada konkretne zobowiązania na jednostki samorządu terytorialnego. Już w 2022 r gminy i powiaty powyżej 50 tys. mieszkańców powinny posiadać we flocie użytkowanych pojazdów 10 proc. samochodów elektrycznych. Podobne wymogi dotyczą świadczenia usługi komunikacji miejskiej oraz innych zadań własnych gminy. Docelowo, co najmniej 30 proc. pojazdów będzie musiało być zero- lub niskoemisyjnych. Ponad to ustawa przewiduje rozwój infrastruktury ładowania. Wiąże się to z udostępnianiem miejskiej przestrzeni dla takich inwestycji.
Niestety, gminy często zapominają o tym fakcie.
- Miasta w Polsce powinny mieć pewne minimum stacji ładowania samochodów. Obecnie wymagania te spełniły cztery. Są samorządy, które w ogóle nie zajęły się tym tematem. Jeżeli nie tego nie przejdziemy, nowe punkty nie powstaną. Trzeba wybudować jeszcze sieć. Przyzwyczailiśmy się do elementów wsparcia, ale brakuje nam wsparcia samorządów - powiedział Robert Zasina, prezes Tauron Dystrybucja.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.