Połowa wieku jest datą symboliczną i atrakcyjną pod względem propagandowo-medialnym
Podobnie ma się sprawa z redukcją emisji dwutlenku węgla. Podczas pamiętnego, grudniowego szczytu Rady Europejskiej, liderzy państw uchwalili nie tylko unijny budżet, ale przyjęli cały pakiet szczegółowych konkluzji. Zgodnie z zaleceniem Komisji Europejskiej, zwiększono plan redukcji dwutlenku węgla w 2030 r. do poziomu 55 proc. Dla Polski i innych krajów najbardziej uzależnionych od tradycyjnej energetyki tutaj też jest furtka.
Rada przyjęła cel kolektywny dla całej Unii Europejskiej, który nie został rozbity na poszczególne państwa członkowskie
Wielu ekspertów jest przekonanych, że skala redukcji i tak może być mniejsza. Część prognoz wskazuje nawet, że realne zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. wyniesie około 47 proc. Inne analizy szacują ten poziom na 50-51 proc. Rząd RP zgodził się na wyższy unijny cel klimatyczny, biorąc pod uwagę zabezpieczenia, które dla Polski wynegocjował premier Mateusz Morawiecki. W konkluzjach zagwarantowano, m.in., zachowanie konkurencyjności unijnej gospodarki, uwzględnianie różnych punktów startowych i uwarunkowań poszczególnych państw członkowskich, konieczność zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego oraz przystępnych cen energii dla gospodarstw domowych, swobodę kształtowania miksu energetycznego przez państwa członkowskie i zachowanie neutralności technologicznej, w tym uznano rolę gazu, jako paliwa przejściowego. Potwierdzono również rolę pochłaniania CO2 przez lasy, co z punktu widzenia Polski jest korzystnym rozwiązaniem obniżającym skalę koniecznych redukcji. Oczywiście, nie wszyscy są zachwyceni tymi regulacjami.
Parlament Europejski podbił negocjacyjną piłeczkę i wbrew intencjom Rady oraz Komisji domaga się zwiększenia redukcji dwutlenku węgla do 2030 r. do poziomu 60 proc. i to bez uwzględnienia pochłaniającej roli lasów
Jest oczywiste, że lewicowa większość w europarlamencie chce ugrać jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Zgodnie z oczekiwaniami unijne prawo o klimacie powinno zostać uchwalone do czerwca tego roku, czyli w czasie portugalskiej prezydencji. Przed rządem w Lizbonie stoi nie lada wyzwanie. Musi zapewnić Polsce i innym krajom gwarancje uzyskane podczas szczytów Rady Europejskiej. Z drugiej strony „zielone” lobby w instytucjach unijnych nie próżnuje i wywiera na prezydencję mniej lub bardziej formalne naciski. Portugalia jest małym krajem, ale już wielokrotnie udowodniła, że stać ją na własne zdanie, niezależne od woli najsilniejszych unijnych graczy. Czeka nas ważne pół roku. Nie tylko dla Portugalii, ale także dla Polski.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.