- W przypadku aut osobowych okres ten wynosi najczęściej jeden rok i obejmuje pulę 10 proc. liczby samochodów ulokowanych przez producenta na rynku w ciągu 12 miesięcy poprzedzających datę zmiany normy emisji. Tym razem jednak sytuacja jest inna, bo w wyniku pandemii koronawirusa spadki liczby rejestracji sięgnęły dziesiątków procent, a na placach dealerów już dziś zalegają auta - dodał.
Jak ocenił, szansa na ich sprzedaż do końca roku z każdym dniem dramatycznie maleje.
Balcerzyk wskazał, że branża motoryzacyjna proponowała, żeby KE wydłużyła czas, w którym samochody niespełniające nowych norm mogły być oferowane klientom.
- Niestety Komisja nie przystała na te postulaty i zaleciła, aby producenci zwrócili się ze swoimi problemami do lokalnych władz w poszczególnych państwach. Na razie takie rozmowy nie przyniosły pozytywnego efektu. Sytuacja ta powoduje, że po 1 stycznia 2021 roku auta nie spełniające nowych norm nie otrzymają dokumentów homologacyjnych - wyjaśnił.
Według niego, efektem doraźnym będzie wzmożenie w ostatnich miesiącach br. wyprzedaży, a także wzrost samorejestracji aut przez dealerów.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.