Jeszcze bardziej przemysł może odczuć skutki potencjalnych zagrożeń blackoutem, nie mówiąc już o faktycznym blackoutcie. O ile wprowadzenie dwudziestego stopnia zasilania w miejscu, gdzie najwięcej prądu pobiera klimatyzacja jeszcze nie prowadzi do tragedii, o tyle np. okresowe wygaszanie pieców w zakładach ceramicznych przekłada się na koszty liczone w setkach tysięcy złotych, czasem nawet więcej. Jednym ze źródeł takiego zagrożenia jest właśnie zaniedbana energetyka, która potrzebuje pieniędzy na inwestycje. A tych łatwo nie dostanie, bo nie ma gwarancji sprzedaży tego, co wyprodukuje, a do tego co rusz stawia się przed nią nowe wyzwania, czy raczej – kłody pod nogi.
O tym jak bardzo krajowi producenci energii potrzebują rynku mocy w obecnej konfiguracji systemu, już raz się w tym roku przekonaliśmy. Na fali zachwytów nad zwiększoną produkcją energii z wiatraków w grudniu, a później w styczniu, głos zabrał wiceminister energii Andrzej Piotrowski, który wskazał, że generowana przez farmy wiatrowe moc (ok. 5 GW) wprowadzała zakłócenia stabilności KSE. Skrajnie wysoka produkcja z turbin wiatrowych powodowała konieczność nie tylko ograniczania wytwarzania konwencjonalnego, ale wręcz wstrzymania pracy całych bloków. Gdy wiatr ustał a popyt rósł, bloki konwencjonalne trzeba było uruchamiać i stabilizować ich pracę, co dla producentów generowało kolejne koszty finansowe.
Media i eksperci, którzy podnieśli krzyk w związku z rzekomym „abonamentem węglowym”, mają rację – jest to forma wsparcia, może nawet parapodatku. Ale w całej swojej hipokryzji (lub ignorancji) zapominają o tym, ile wsparcia otrzymują wciąż jeszcze źródła odnawialne. I nawet jeśli to do nich należy przyszłość, to ten moment jeszcze nie nastał, a dzisiaj wsparcia potrzebują te moce wytwórcze, które są nam w stanie zapewnić bezpieczne, nieprzerwane dostawy prądu.
Dyrektor Działu Analiz Rynku Węgla Energomix i założyciel serwisu polishcoaldaily.com
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Robert, przeczytaj ten tekst jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz, może zrozumiesz, co zostało w nim napisane. Póki co, twój komentarz świadczy o tym, że masz ogromne problemy z czytaniem ze zrozumieniem. W tej sytuacji warto być powściągliwym w zabieraniu głosu, bo wychodzi się na idiotę.
Podsumowując autor uważa, że gosp. domowe powinny wydać kolejne 130-150 złotych po to, żeby jak francuzi podniosą cenę co2 do 30 euro moglibyśmy zapłacić kolejną stówę za emisję tego co2. Głupszego tekstu nie dało się napisać? Teraz porównajmy to z dopłatami do oze, zielony certyfikat to 25 złotych za mwh, a ,,węglowy abonament to 60-70 złotych, tak więc koszt rynku mocy będzie równy kosztowi zielonych certyfikatów dla około 400 twh energii z oze (przy rocznym zapotrzebowaniu na poziomie 165 twh). I kto tu jest hipokrytą i ignorantem?