Pełna koncentracja i odpowiedzialność za powierzone zadanie – tak w krótkich słowach można opisać nastroje panujące wśród załogi zaangażowanej w realizację projektu samodzielnej obudowy kotwowej w kopalni Budryk w Ornontowicach. Projekt badawczo-rozwojowy samodzielnej obudowy kotwowej powoli posuwa się naprzód.
Kombajn Bolter-Miner drąży chodnik Bw-1n badawczy w pierwszej fazie w obudowie mieszanej, podporowo-kotwowej. Dopiero później zostanie zastosowana samodzielna obudowa kotwowa.
- To ze względu na ustalenia projektu wykonanego przez Główny Instytut Górnictwa. Jego przedstawiciele również biorą udział w przedsięwzięciu. Faza pierwsza zakłada wykonanie 78 m chodnika wraz z zabudową dwóch stanowisk kontroli okresowej obudowy kotwowej. Musimy stale monitorować zachowanie górotworu – tłumaczy inż. Adam Domżoł.
Młodzi, doświadczeni
Na podstawie tych kontroli specjaliści z GIG określą, czy sposób drążenia opisany w projekcie nie będzie wymagał ewentualnych modyfikacji. Aby jednak całe przedsięwzięcie mogło przynieść pożądany efekt, niezbędna jest dobrze wyszkolona załoga. Jej trzon, choć młody wiekiem, zdążył już zebrać doświadczenie międzynarodowe.
- Nie miałem tremy przy pierwszym uruchomieniu maszyny. Wiem, że Bolter-Miner to kombajn wysoce zautomatyzowany. Steruje się nim za pomocą tabletu. Elektronika, informatyka to dziś wszechobecna rzeczywistość. Ja zdobywałem doświadczenie w kopalni CSM w Stonawie, w Czechach. Tam mieliśmy bardzo podobny kombajn. W ciągu sześciu lat wydrążyliśmy nim ponad 9 km chodnika – opowiada Piotr Żygadło, kombajnista.
A w Budryku?
- Urabianie, kotwienie i tak na przemian. Jedziemy cały czas do przodu, choć pierwsza faza jest pracochłonna, bo musimy dodatkowo budować odrzwia obudowy podporowej, co zwalnia postęp robót. Prawdziwe możliwości drążenia tym kombajnem poznamy dopiero wtedy, gdy pojedziemy już tylko w samej obudowie kotwowej. Na razie pracuje się dobrze. Ociosy i strop się trzymają, górotwór nie sprawia problemów – dodaje.
Michał Żmuda, drugi kombajnista potwierdza, że w kopalni CSM panowały trudniejsze warunki niż na Budryku, ale strop był bez zarzutu.
- W porównaniu z kombajnem w Czechach ten, którym teraz pracujemy, jest bardziej zmodernizowany. Ma troszkę szerszy organ. Inna jest ponadto odstawa urobku. Tam mieliśmy za sobą specjalny samochód, tu jest przenośnik Sigma. Do tych zmian przywykłem w kilka dniówek. W sumie maszynę mam w jednym palcu. Powiem krótko: trzeba
Hmm szału nie ma..R-150 w tym czasie jest w stanie zrobić ponad 12km...do górnictwa musza być urządzenie proste bez zbędnych elektrozaworow czy jakieś śmiesznej automatyki..tablet na dole hm..bądźmy poważni..
Shuttlecary w Czechach wcale nie były spalinowe, tylko elektryczne, wiem bo jeździłem
Dałby Bóg ażeby było inaczej niż na KWK Ziemowit 20 lat temu. Podobna maszyna zwana ABM , sz umne obietnice postępu na kotwach, gigantyczna robota i koszty żeby to wdrożyć i uruchomić, słabe stropy i nici z kotwienia,kotwiarki zdemontowane i jazda na zwykłą prostokątną obudowę. Totalna porażka.
Dałby Bóg ażeby było inaczej niż na KWK Ziemowit 20 lat temu. Podobna maszyna zwana ABM , szumne obietnice postępu na kotwach, gigantyczna robota i koszty żeby to wdrożyć i uruchomić, słabe stropy i nici z kotwienia,kotwiarki zdemontowane i jazda na zwykłą prostokątną obudowę. Totalna porażka.