Do wiosny 2018 r. na polskie drogi trafią krótkie serie prototypów krajowych samochodów elektrycznych - zapowiedział w poniedziałek dyrektor zarządzający spółką ElectroMobility Poland Krzysztof Kowalczyk. W poniedziałek (6 marca) w Warszawie spółka ElectroMobility Poland ogłosiła konkurs na karoserię polskiego samochodu elektrycznego. Ma to być niewielki, miejski pojazd - tzw. klasy A, czyli do 3,7 m długości, który na jednym ładowaniu powinien przejechać ok. 250 km.
ElectroMobility Poland to spółka, którą w październiku ub.r. powołały do życia: PGE, Tauron, Enea oraz Energa. Każda z firm objęła po 25 proc. jej kapitału akcyjnego, który wynosi 10 mln zł. Spółka planuje - przy wsparciu polskiego rządu - stworzyć podstawy dla nowego rynku w Polsce i stać się częścią globalnego przemysłu pojazdów elektrycznych.
Jak mówił Kowalczyk, do maja br. profesjonalne jury wyłoni pięć wizualizacji, które posłużą do budowy prototypu. Każdy z pięciu laureatów otrzyma po 50 tys. zł nagrody. Następnym etapem będzie konkurs na prototyp, przewidywany na wiosnę 2018 r. Na podstawie pięciu zwycięskich koncepcji z pierwszego etapu, kolejny konkurs wyłoni prototypy aut, które trafią na polskie drogi, a twórca prototypu spełniającego minimalne wymagania otrzyma nagrodę w wysokości 100 tys. zł.
W 2018 roku i później przewidywana jest homologacja, wyprodukowanie i przetestowanie krótkich serii samochodów. Najlepiej ocenione pojazdy przejdą procedurę homologacyjną i będą wyprodukowane w krótkiej serii, do 100 sztuk. Po wyborze modelu rozpocznie się produkcja seryjna polskiego "elektryka".
Konkursy są adresowane do profesjonalistów zajmujących się projektowaniem, a docelowo i wytwarzaniem samochodów. "Każdy, kto chce wystartować w tym konkursie, musi być motywowany tym, że na końcu tej drogi ma szansę zrobić coś, czego normalnie by nie miał (...), czyli powołać do życia dużą firmę produkującą te pojazdy, z istotnym wsparciem kapitałowym państwa" - mówił prezes ElectroMobility Poland.
Jednak - jak podkreślał obecny na ogłoszeniu konkursu szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski - państwo nie chce uczestniczyć w tym, co powinien załatwić rynek, czyli w budowie samochodu elektrycznego.
- Chcemy, by budowali go przedsiębiorcy. Jednak nasi przedsiębiorcy nie są w stanie wyłożyć tak dużych pieniędzy na taką inwestycję.
Dlatego państwo mogłoby wejść kapitałowo w pierwszą fabrykę, która byłaby w stanie wybudować 100 tys. samochodów elektrycznych rocznie, "np. na 49 proc. udziałów w przedsięwzięciu, ale pozostałe 51 proc. należałoby do prywatnej firmy. Wtedy wystarczy 5, 10 proc. udziałów plus kredyt, by taka fabryka została wybudowana" - przekonywał minister.
Wiceminister energii Michał Kurtyka mówił, że rewolucja na rynku pojazdów, której jesteśmy świadkami, to szansa dla nowych podmiotów na rzucenie rękawicy dużym firmom. Mamy przykłady, że jest to możliwe - podkreślił. Wskazywał na dane, z których wynika, że w 2040 r. na Ziemi będzie jeździło 2 mld pojazdów, z czego ok. jedną czwartą będą stanowiły pojazdy elektryczne.
Krzysztof Kowalczyk wskazał z kolei na potencjał polskiego przemysłu motoryzacyjnego, którego wartość eksportu w ub. roku wyniosła 100 mld zł.
- Z taką branżą grzechem byłoby nie spróbować doprowadzić do powstania mocnego polskiego gracza w branży motoryzacyjnej.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.