W styczniu 2016 r. w górnictwie węglowym USA życie straciło już trzech górników. Jest to najwyższa liczba śmiertelnych wypadków, do których doszło w pierwszym miesiącu roku w amerykańskim górnictwie od wielu lat - podał magazyn Coal Age.
Feralną serię rozpoczął wypadek w kopalni Lower Eagle w Cyclone w stanie Zachodnia Wirginia. 4 stycznia został w niej śmiertelnie ranny 53-letni brygadzista Peter D. Sprouse. Do tragedii doszło podczas wymiany rolki przenośnika. Ofiara została złapana przez będącą w ruchu taśmę przenośnika i wciągnięta pomiędzy rolki. Zabity pracował w górnictwie od 34 lat.
Jedenaście dni później, 16 stycznia, w kopalni Nr 4 West w miejscowości Dilliner w Zachodniej Pensylwanii opadające skały stropowe przygniotły do spągu wyrobiska 31-letniego górnika Jeremiego R. Neice. Poszkodowany zginął na miejscu. W górnictwie pracował od 12 lat, a w kopalni Nr 4 West niewiele ponad dwa tygodnie.
Do trzeciego śmiertelnego wypadku doszło 19 stycznia w kopalni Dotiki w miejscowości Clay w stanie Kentucky. 36-letni Nathan G. Phillips zginął przyciśnięty kombajnem chodnikowym do ociosu węglowego. Phillips pracował od pięciu lat w przemyśle wydobywczym.
Te tragedie zdarzyły się po najbezpieczniejszym roku w historii amerykańskiego górnictwa. W 2015 r. doszło w nim do 28 wypadków śmiertelnych, rok wcześniej było ich 45.
W odpowiedzi na te styczniowe wypadki amerykański nadzór z Mine Safety and Health Administration (Administracja Zdrowia i Bezpieczeństwa Górniczego) zapowiedział wzmocnienie działań egzekwujących przestrzeganie przepisów pracy oraz upowszechniających wiedzę w tym zakresie. Skierował też apel do udziałowców spółek węglowych i kopalń, w którym wezwał do ciągłej czujności w zakresie bezpieczeństwa pracy górników.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.