„Greenpeace” nadużywa symbolu krzyża w walce z węglem

Elektroniczne media w tonie sensacji donoszą o kolejnej akcji organizacji "Greenpeace" przeciwko kopalni węgla brunatnego "Bełchatów". Jej fani w środę, 12 czerwca, ustawili 1000 krzyży wokół Elektrowni Bełchatów mających symbolizować tysiące ofiar jakie powoduje spalanie węgla w tym zakładzie energetycznym. Cała ta akcja prowadzona jest pod hasłem "Węgiel zabija". Taki też napis umieszczono na każdym z tych krzyży.

Nie robiąc konkurencji usłużnym mediom, nie będziemy dalej zajmować się uzasadnieniem z niczym nie liczącej się akcji protestacyjnej.

Nie będziemy też potępiać tej akcji, bo żyjemy w wolnym kraju, gdzie szanowana jest wolność słowa. Nie potępiać, to nie znaczy, że nie będziemy pisać na ten temat prawdy, która mija się z uzasadnieniami, powodami i całą propagandą tej organizacji skierowaną przeciwko węglowi.

Nieliczenie się z niczyimi uczuciami

Drastyczne protesty "Greenpeace" związane są z nadużywaniem symboli, do których przywiązana jest polska tradycja. Tym symbolem jest krzyż, który jest powszechnie szanowany niezależnie od tego, jakie jest wyznanie obywateli naszego kraju. Tradycja ta wiąże się z poważnym traktowaniem tego znaku. Owszem, na prawdziwym pogrzebie, w domu modlitwy, czy nawet w przydrożnej kapliczce jest on na swoim miejscu.

Podobnie krzyż przed kopalnią Wujek, czy też na placu przed Stocznią Gdańską jest symbolem pamięci o tych, którzy zginęli, abyśmy mogli żyć w wolnym kraju.

Posługiwanie się krzyżem dla innych celów jest nie tyle zabronione kodeksem karnym, ale uważane za obraźliwe, bezmyślne i bez szacunku dla ludzi wierzących. Już w tym kontekście, ten bezceremonialny i interesowny sposób wykorzystania krzyża do walki z węglem, wywołuje niesmak dla braku kultury i szacunku dla tego symbolu. Pod tym względem protest ten może okazać się chybiony i obrócić się przeciwko jego inicjatorom.

Na krzyżu nie pisze się też byle czego lub to, co akurat odpowiada interesom funkcjonariuszy "Greenpeace". Owszem, jest teraz moda na nieliczenie się z niczyimi uczuciami, tradycjami i symbolami. Moda ta pod każdym względem ma charakter destrukcyjny i trudno, aby "Greenpeace" przy pomocy tego rodzaju chwytów mógł osiągnąć jakieś pozytywne rezultaty.

Jedyny skutkiem tej akcji jest jej nagłośnienie, co też się udało. Przede wszystkim dlatego, że polskie media nie szukają prawdy a jedynie sensacji. Im większa sensacja, tym więcej czytelników lub widzów, tym większe dochody i o to tylko tutaj chodzi.

Import węgla i energii

Niezależnie od protestów "Greenpeace" polski węgiel przeżywa swój schyłek. Daleko mu do rekordowego wydobycia 200 mln t węgla kamiennego rocznie. Węgiel brunatny jest w lepszej kondycji i jego spadek wydobycia w stosunku do najlepszych lat mieści się w granicach do 20 procent. Pod względem perspektyw zasobowych węgla brunatnego Polska mieści się w ścisłej czołówce światowej. Jednak już jego wydobycie nawet w Europie stawia nas daleko w tyle.

Najważniejsze kopalnie "Turów" i "Bełchatów" otrzymaliśmy w spadku po systemie energetycznym PRL. Dziś wybudowanie w tej skali nowych elektrowni wydaje się już niemożliwe.

Węgiel brunatny walczy jeszcze o swoje istnienie, ale wszystko wskazuje na to, że dożywa on swoich ostatnich lat. Jego właściciel, jakim jest Skarb Państwa, nie interesuje się jego przyszłością, przynajmniej w konkretnych decyzjach, których nadal brak. Nie protestuje on przeciwko akcjom "Greenpeace", ponieważ jest to organizacja popularna i protest taki mógłby spowodować dalszy spadek notowań rządu.

W tej sytuacji zarówno węgiel kamienny, jak i brunatny pozostawione są swojemu własnemu losowi. Obronią się to ich szczęście. Padną pod ciosami krytyków, to nie będzie większego zmartwienia, bo węgiel kamienny możemy importować w dowolnych ilościach. Jak nie będzie już węgla brunatnego, to energię -. choć po znacznie wyższej cenie - też możemy kupować za granicą. Ci, którzy to załatwią, dostaną sowite prowizje.

Z krajowym węglem są same kłopoty i zamiast apanaży, trzeba się martwić o załogi, dochody, ceny i inne relacje, które w wyniku importu znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki.

Ślepota "Greenpeace"

Jak już wspomniano, Polska jest daleko na liście krajów wydobywających węgiel brunatny i kamienny. Pierwsze miejsce zajmują tutaj Chiny, których wydobycie i spalanie węgla pochodzącego z importu przewyższa wszystko to, co czyni w tej materii reszta świata.

Organizacja "Greenpeace" jakby była ślepa na chińskie oko. Nie zauważa ona w swoim oku chińskiej belki, która jest na pół świata. Natomiast boli źdźbło jakim jest polski węgiel. Ten chiński, a na drugim miejscu amerykański węgiel, to istne aromaty ozdrowieńcze. Tam "Greenpeace" nie odważy się protestować.

Nadużycie do tego celu chińskich i amerykańskich symboli religijnych źle skończyłoby się dla tej organizacji. O ich decydującej roli w skali świata organizacja ta przezornie milczy. Co innego marginalne wydobycie w Polsce. To można wyzerować i nikomu włos z głowy nie spadnie. Nasza młoda demokracja jest niezwykle pod tym względem tolerancyjna, aby nie powiedzieć, że wręcz sprzyja wszelkim inicjatywom niszczący polskie górnictwo i opartą na nim krajową energetykę.

"Greenpeace" teoretycznie wylicza, ile to ludzi ginie w wyniku toksyn wydzielanych przy spalaniu węgla. Nie interesuje ich jednak, że w wypadkach samochodowych, co roku w rzeczywistości ginie znacznie większa ilość ludzi. Nikt z nich nie odważy się nawet pisnąć coś na ten temat. Potężne lobby samochodowe zniszczyłoby ją wtedy, nie zostawiając po niej nawet żadnego wspomnienia. Znęcanie się "Greenpeace" na najsłabszym polskim ogniwiem, jakim jest górnictwo węglowe, jest zajęciem godnym ubolewania.

Odwet

Podjęta przez "Greenpeace" akcja przeciwko węglowi brunatnemu wydaje się być odwetem za poniesiona porażkę w sprawie zablokowania eksploatacji złoża węgla brunatnego "Legnica". Ma zatrzeć niemiłe wrażenie, że UE choć popiera tego rodzaju akcje, to jednak nie odbiera państwom członkowskim suwerennych decyzji w tej sprawie.

Po długich i żmudnych staraniach przeciwników budowy odkrywkowej kopalni węgla brunatnego w rejonie Legnicy teren ten w dniach 30 - 31 wizytowała trzyosobowa delegacja Komisji Petycji Parlamentu Europejskiego. Była ona następstwem petycji, którą w imieniu mieszkańców zagrożonych odkrywką w 2010 r. złożyła wójt gminy Lubin Irena Rogowska. Petycja dotyczyła nieuznania przez władze państwowe wyników referendów z 27 września 2009 r. Mieszkańcy w sześciu ważnych i wiążących referendach w ponad 90 procentach głosowali wówczas przeciwko tej inwestycji.

Odbyło się też spotkanie z samorządowcami z terenu sześciu gmin zagrożonych odkrywką oraz z członkami Ogólnopolskiej Koalicji "Rozwój Tak - Odkrywki Nie" w Biurze Parlamentu Europejskiego we Wrocławiu. Następnie odbyła się wizja lokalna z przejazdem przez gminy Prochowice, Kunice, Miłkowice, Lubin, w tym przez tereny objęte programem Natura 2000. Pod konie dnia odbyło się spotkanie z mieszkańcami i dziennikarzami lokalnych mediów w miejscowości Raszówka (GOK, ul. Kolejowa 4).

Goście z Brukseli obejrzeli zagrożone tereny z lotu ptaka. W piątek, 31 maja, członkowie misji śledczej spotkali się z władzami województwa dolnośląskiego w obecności wójtów i burmistrzów gmin: Lubin, Kunice Miłkowice Ruja, Prochowce i Ścinawa - inicjatorów prawomocnych choć zlekceważonych przez centralne władze państwowe referendów z 2009 r.

Po pierwszym dniu pobytu na zwołanej konferencji prasowej Komisja orzekła, że rząd nie może lekceważyć opinii mieszkańców tych terenów. Powinien ich wysłuchać i opracować takie rozwiązanie, które uwzględni ich opinię, będzie zgodne z dyrektywami środowiskowymi, a przy tym opłacalne.

Jeśli chodzi o wydobycie, to szef delegacji Komisji Petycji PE Victor Bostinaru, podkreślił, że Komisja nie neguje prawa polskiego rządu do eksploatacji zasobów. Jest to najważniejsza konkluzja wynikająca tej wizyty, która otwiera drogę do wszystkich procedur przygotowawczych dla podjęcia eksploatacji złóż węgla brunatnego zalegających w rejonie Legnicy, Lubina, Ścinawy i Głogowa.

Wicepremier Janusz Piechociński już zapowiedział spotkanie z mieszkańcami tych terenów. Dalsze protesty przeciwko budowie kopalni węgla brunatnego na tym terenie wydają się już coraz mniej prawdopodobne. Dlatego właśnie "Greenpeace" przerzuciła swoje "zainteresowanie" na kopalnię "Bełchatów". Coraz więcej ludzi nawet w przychylnej dla tej organizacji UE dostrzega w niej manipulacje i nadużywanie haseł, które niewiele mają wspólnego z prawdą i rzeczywistością.

Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.